Mieszkańcy stolicy Rosji składają kwiaty i wieńce na peronie stacji, gdzie doszło do wybuchu. Wiele osób obwinia Federalną Służbę Bezpieczeństwa o zaniedbania, które umożliwiły dokonanie ataku czeczeńskim terrorystom - bo to prawdopodobnie oni, zdaniem władz, są jego autorami. FSB wiedziało, że metro może być celem ataku - podkreśla dziennik Izwiestia. Już dwa miesiące temu jeden z przedstawicieli służby bezpieczeństwa przyznał anonimowo, że obawia się zamachów na kolej podziemną - dodaje gazeta. - Powinniśmy być bardziej ostrożni. Nie można przecież postawić milicjanta na każdym rogu ulicy i w każdym wagonie. Tak samo patrole z psami nie rozwiążą problemu bo w czasie szczytu metro wypełnione jest pasażerami i panuje ogromny ścisk - mówi mieszkanka Moskwy. "Szamil Basajew zaatakował spod ziemi" - tak z kolei zatytułowała jedna z rosyjskich gazet relacje o wczorajszym zamachu. Nikt w stolicy Rosji nie ma wątpliwości, że zamachu dokonali terroryści osławionego dowódcy polowego, który w przeszłości wiele razy groził wysadzeniem kolei podziemnej w powietrze. Na razie służbom specjalnym nie udało się wpaść na trop sprawców. Milicja rozesłała listy gończe za mężczyzną o kaukaskim wyglądzie, który wczoraj rano z groźbą powiedział do jednej z pracownic metra: będziecie mieć święto. Nie wiadomo jednak czy ma on cokolwiek wspólnego z zamachem. Służby specjalne nadal nie są pewne, jak została zdetonowana bomba - przy pomocy mechanizmu czasowego, sygnałem wysłanym przez komórkę czy też w pociągu metra wysadził się samobójca. Na razie nikt nie przyznał się do zamachu, ale można się spodziewać, że Basajew wkrótce wyda oświadczenie w tej sprawie. Rosyjskie media podkreślają, że wybuch ma bezpośredni związek z marcowymi wyborami prezydenckimi. Niektórzy politycy wezwali do wprowadzenia stanu wojennego i przełożenia wyborów, ale do tego najpewniej nie dojdzie. Bez wątpienia jednak dojdzie do kolejnych, równie krwawych zamachów w centrum Moskwy - przewidują rosyjskie gazety.