Atak nastąpił w okresie znacznego napięcia politycznego w kraju, w którym trwa konfrontacja między zwolennikami przeciwnikami kierowanego przez islamistów rządu. Oficjalna telewizja określiła zasadzkę na żołnierzy armii rządowej w rejonie Chaambi, w pobliżu granicy z Algierią, jako "atak terrorystyczny". Wojska rządowe prowadzą tam od grudnia ub. r. działania wymierzone przeciwko islamskim rebeliantom. Telewizja przerwała normalny program pokazując poległych i rannych żołnierzy oraz nadając wersety z Koranu i patriotyczne pieśni. Zdaniem obserwatorów, Tunezji grozi najgorszy kryzys polityczny od czasu obalenia w 2011 r. autokratycznego przywódcy Ben Alego, który musiał ratować się ucieczką za granicę. Rewolta przeciwko Ben Alemu zapoczątkowała "Arabską wiosnę", czyli serię podobnych masowych protestów i przewrotów w całym świecie arabskim. Sytuacja w Tunezji jest już od dłuższego czasu niestabilna a na jej zaostrzenie wpłynęły zabójstwa kilku czołowych polityków opozycyjnych. Obecny rząd oskarżany jest o to, że niedostatecznie zbadał okoliczności tych zabójstw oraz o to, że wciąż nie przedstawił projektu nowej konstytucji. Obwinia się go także o niestabilność w kraju i stagnację gospodarczą. W poniedziałek wojsko interweniowało w stolicy kraju - Tunisie po starciach między uczestnikami anty- i prorządowych demonstracji. Armia zablokowała centralny plac Bardo, gdzie doszło do starć. Tłum antyrządowych demonstrantów próbował wziąć szturmem siedzibę władz. Interweniowało wojsko, a policja użyła gazu łzawiącego. Premier Tunezji Ali Larajedh oświadczył w poniedziałek, że jego rząd będzie kontynuował pracę mimo apeli o jego rozwiązanie. Zaproponował również termin tegorocznych wyborów w kraju, zapowiadając je na 17 grudnia.