- Wiele chciałbym powiedzieć. Chciałbym złożyć kondolencje. Nie wiemy, jakie były intencje, ale straciliśmy dziesiątki ludzi. Wszyscy ich opłakują - mówi jeden z mieszkańców Ankary. W niedzielę, w centrum stolicy Turcji demonstruje tysiące ludzi. Manfestanci zebrali się na placu Sihhiye, w pobliżu dworca kolejowego, gdzie doszło do ataków, również podczas wiecu. Uczestnicy demonstracji skandują hasła antyrządowe.W związku z zamachem premier Turcji Ahmet Davutoglu ogłosił trzydniową żałobę narodową. Do zamachów doszło na trzy tygodnie przed wyborami parlamentarnymi, w których kurdyjska partia HDP ma szanse na dobry wynik. To właśnie Kurdowie byli najprawdopodobniej celem zamachu. Tureckie władze szukają sprawców i twierdzą, że zamachów dokonało dwóch samobójców. Podczas spotkania z dziennikarzami szef rządu powiedział też, że "jest oczywiste, które organizacje miały możliwość zorganizowania i przeprowadzenia zamachów". Wymienił Państwo Islamskie, Partię Pracujących Kurdystanu oraz dwa lewicowe ugrupowania nielegalną Rewolucyjną Ludowo Wyzwoleńczą Partię-Front i Marksistowsko-Leninowską Partię Komunistyczną. Trwa śledztwo w celu ustalenia sprawców ataku. Premier Turcji zapowiedział, że będzie chciał skonsultować się w tej sprawie z opozycyjnym ugrupowaniami - Republikańską Partia Ludową i Nacjonalistyczną Partią Działania. Wykluczył jednak spotkanie z przedstawicielami prokurdyjskiej Ludowej Partii Demokratycznej, która zasugerowała udział rządu w organizacji ataku. Oskarżenia, ze zamach został spreparowany przez władze pojawiły się też na Twitterze.Tureckie władze zapowiadają zaostrzenie środków bezpieczeństwa przed nadchodzącymi wyborami, które mają odbyć się, jak planowano, 1 listopada. - Władze mówią, że nie wiedzą, kto za tym stoi, ale jest niemal pewne, że to Państwo Islamskie. Niestety, tego się można było spodziewać - podkreśla ekspert do spraw bezpieczeństwa Ersel Aydinli. Specjaliści podkreślają, że zamach był bardzo podobny do ataku z lipca z miejscowości Suruc. W zamachu na kurdyjski wiec zginęło wtedy 30 osób, a do jego przeprowadzenia przyznało się Państwo Islamskie. Tymczasem dowódcy kurdyjskich rebeliantów z Partii Pracujących Kurdystanu zaapelowali do bojowników o powstrzymanie się od wszelkich ataków, przynajmniej do czasu wyborów.