- Alaksandr Łukaszenka dostał to, czego chciał: międzynarodowy skandal, podkopanie reputacji Moskwy i wycofanie się z układu międzypaństwowego z Rosją z dobrymi warunkami do rozpoczęcia reform - wyjaśnił Romanczuk. - Wątpię, by chciał powtórzyć tamtą sytuację, bo straciłby bardzo dużo. Rosja z kolei dostała dwa lata, by poszerzyć możliwości tranzytu nośników energii przez Bałtyk i Ukrainę - dodał ekonomista. Romanczuk ocenia, że umowa między Mińskiem a Moskwą nie będzie miała żadnych następstw dla handlu ropą z Polską. - Są ustalone warunki, ceny światowe, Polska nie domaga się żadnych przywilejów. Poza tym Rosja jest teraz zainteresowana, by jak najszybciej zapomniano o tym incydencie i będzie bardziej skłonna do kompromisów z Unią Europejską - powiedział ekonomista. Według niego porozumienie oznacza koniec sporu energetycznego między Mińskiem a Moskwą, ale nie sporu w ogóle. Zdaniem Romanczuka Rosja realizuje łagodny plan wypchnięcia Białorusi z układu międzypaństwowego i jest to "początek cywilizowanego rozwodu". W ocenie Romanczuka osiągnięto kompromis korzystny dla polityków, ale nie technokratów. Mińsk pozostał przy stanowisku, że "nie sprzeda kraju", a Moskwa rozwiązała swój problem, bo nie ma alternatywnych dróg tranzytu ropy. Ekonomista powiedział, że białoruski budżet na wprowadzeniu przez Rosję cła na ropę straci 5 proc. PKB, czyli 1,5-1,7 mld dolarów. Do tego jeszcze 400 mln na dwukrotnej podwyżce cen rosyjskiego gazu. Jego zdaniem powinno to popchnąć Białoruś do przygotowania reform rynkowych, ale nie ma pewności, czy obecne władze się na to zdecydują. Opozycja podkreśla, że przejście na rynkowe ceny ropy i gazu było nieuchronne i należało się przygotować. - Przez tyle lat mieliśmy wspaniałe warunki, tanie nośniki energii i niczego nie zrobiono, by się przygotować na podwyżki. Teraz konieczne są pilne reformy - powiedział Radiu Swoboda lider sił demokratycznych Alaksandr Milinkiewicz. Według niego w obecnej sytuacji projekt utworzenia wspólnego państwa Rosji i Białorusi zostanie całkowicie zarzucony. - Jestem pewien, że Białoruś zostanie niezawisła, ale za niezawisłość trzeba płacić - dodał. Lider partii Białoruski Front Narodowy Wincuk Wiaczorka uznał spór między Rosją a Białorusią za krach polityki Łukaszenki. Według niego negocjacje z Rosją ujawniły "słabość i bezradność oficjalnego Mińska wobec potężnego, przemyślanego i imperialnego nacisku Moskwy". - Taka władza nie może obronić niepodległości Białorusi - ocenił Wiaczorka. Oficjalny Mińsk przedstawia zawarcie umowy z Moskwą jako swoje zwycięstwo. Białoruska telewizja państwowa za oficjalną agencją BEŁTA podała, że po długich i skomplikowanych rozmowach przyjęto "białoruski wariant porozumienia". Podkreśliła, że Rosja obłożyła ropę dla Białorusi cłem w wys. 53 dolarów, a nie - jak chciała pierwotnie - 180 dolarów za tonę. Niezależne portale internetowe przypominają jednak, że Mińsk domagał się całkowitego zniesienia rosyjskiego cła eksportowego na ropę.