Mur oddzielałby salezjańskie wspólnoty: zakonników zarządzających jedyną na Zachodnim Brzegu winnicą oraz salezjanki prowadzące szkołę. Ponadto odgrodziłby 58 rodzin z wioski Bajt Dżala od ich pól uprawnych, mieszkańców Betlejem i okolic - od jednej z ostatnich na tym obszarze wysp zieleni, a dzieci uczęszczające do salezjańskiej szkoły zmusiłby do przechodzenia codziennie przez punkt kontrolny izraelskiego wojska.- Jeśli mur zostanie zbudowany na planowanej obecnie trasie, salezjanki i ich szkoła zostaną otoczone z trzech stron murem. Szkoła znajdzie się w bardzo niebezpiecznym miejscu, droga do niej będzie biegła wzdłuż muru. Zakonnice stracą też ponad 70 proc. swoich ziem - ich wszystkie niezabudowane działki znajdą się po drugiej stronie muru, nie będzie miejsca na rozbudowę szkoły. Zostaną też odseparowane od zakonników, (...) którzy dwa razy dziennie odprawiają dla nich msze - mówi Anica Heinlein, rzeczniczka palestyńskiej katolickiej organizacji praw człowieka St. Yves, reprezentującej salezjanki. Prawnik reprezentujący władze Izraela przekonywał pod koniec stycznia w Sądzie Najwyższym, że tylko proponowana trasa muru pozostawi zakon i szkołę po palestyńskiej stronie bariery. Mówił też, że bramy w murze byłyby otwierane codziennie, zapewniając wszystkim dostęp do klasztoru. Heinlein jednak powątpiewa: "Z innych miejsc wiemy, jak one (bramy) funkcjonują, więc nie wiążemy z nimi dużych nadziei". - Nasza sprawa jest słuszna, chodzi o nasze ziemie, naszą obecność, naszą godność, naszą wiarę i naszą przyszłość. Świat pozostaje jednak bierny wobec działań Izraela. Dlatego zdecydowaliśmy się prosić tego, który zawsze słucha, Boga, by wsparł naszą pracę na rzecz sprawiedliwego pokoju, gwarantującego naszej społeczności przyszłość, która jej się należy, w wolnym kraju - mówił pod koniec stycznia, na piątkowej mszy, ojciec Ibrahim Szomali, ksiądz z parafii Bajt Dżala. Od powstania państwa Izrael w 1948 roku do wojny sześciodniowej w 1967 roku terytoria palestyńskie - Jerozolimę Wschodnią, Zachodni Brzeg Jordanu i Strefę Gazy - od państwa żydowskiego rozdzielała granica zwana zieloną linią. W 1967 roku Izrael rozpoczął trwającą do dziś okupację tych ziem. W 2002 roku, gdy trwało palestyńskie powstanie (druga intifada), Izrael rozpoczął budowę muru seperacyjnego, który miał otoczyć Zachodni Brzeg i zapobiec palestyńskim atakom terrorystycznym. Projekt do dziś nie został ukończony, na kilka lat budowa muru zamarła. Przemoc w większości wygasła wraz z końcem palestyńskiego powstania, a tysiące palestyńskich robotników codziennie nielegalnie przechodzą do pracy po izraelskiej stronie, przekraczając zieloną linię w miejscu, gdzie bariera nie jest skończona. Mur separacyjny - miejscami jako betonowy mur, miejscami jako płot - nie biegnie wzdłuż zielonej linii. Jak podaje organizacja B'tselem w raporcie z 2011 roku, ostatecznie ma mieć długość 709 kilometrów, czyli dwa razy więcej niż zielona linia, bo jego trasa wije się, wchodząc w głąb Zachodniego Brzegu tak, aby po izraelskiej stronie muru znalazły się żydowskie osiedla budowane na palestyńskich terytoriach. Ogłoszona w poniedziałek decyzja Sądu Najwyższego dała zakonnicom, zakonnikom i mieszkańcom Bajt Dżali nadzieję, że sprawa nie jest przegrana. Izrael ma teraz czas do kwietnia, by wytłumaczyć, dlaczego nie rozważa się alternatywnej trasy muru. "Sprawa nie jest zamknięta, dopóki nie będzie ostatecznego wyroku. Decyzja sądu wskazuje, że Sąd Najwyższy nie jest skłonny przyjąć argumentacji państwa. Od nowa nabieramy nadziei, odpowiedź sądu to dobry znak" - powiedział Zwi Awni, prawnik St. Yves. W sprawę zakulisowo zaangażował się również Watykan, wywierając nacisk dyplomatycznymi kanałami - poinformowała PAP osoba bliska sprawie, zastrzegając sobie anonimowość.