Szef rządu był zmuszony wystosować ten zdumiewający - jak podkreślają komentatorzy - apel, gdyż w jego gabinecie i koalicji rządowej nie brakuje przeciwników amerykańskiego prezydenta. Według dziennika "La Repubblica" podczas spotkania koalicji w piątek, na tydzień przed przyjazdem Busha do Rzymu, premier Prodi powiedział zwracając się przede wszystkim do liderów partii komunistycznej: "Bądźcie ostrożni, jeśli chodzi o manifestacje przeciwko Bushowi, gdyż to jest kwestia cywilizowanego zachowania. Minister nie może pozwolić sobie na to, by najpierw oficjalnie witać prezydenta Stanów Zjednoczonych, a potem maszerować w demonstracji przeciwko niemu". - To jest nie do przyjęcia - ostrzegł szef rządu swych komunistycznych koalicjantów, którzy zapowiedzieli, że wezmą udział w wielkiej demonstracji przeciwko wizycie prezydenta USA 9 czerwca na Piazza del Popolo w Rzymie. Premier zaapelował do polityków skrajnej lewicy, by dołożyli wszelkich starań, aby w czasie manifestacji nie doszło do przemocy. - To byłoby straszne - dodał Prodi. Według gazety słowa te spotkały się z krytyką ze strony przywódcy Partii Komunistycznej Odnowy Franco Giordano, który miał przypomnieć Prodiemu, że protesty przeciwko Bushowi odbywają się także w demokratycznych - jak podkreślił - Stanach Zjednoczonych. Nie wiadomo jeszcze, czy w wiecu przeciwników Busha weźmie udział komunista Paolo Ferrero, minister solidarności społecznej słynący z radykalnych poglądów. Prezydent Bush przybędzie do Rzymu wieczorem 8 czerwca. Dzień później przeprowadzi rozmowy z premierem Prodim i zostanie przyjęty na audiencji przez Benedykta XVI. Odwiedzi również prawdopodobnie rzymską Wspólnotę świętego Idziego, znaną z działań na rzecz pokoju na świecie i inicjatyw dobroczynnych.