Oprócz Mosulu - trzeciego największego miasta w Iraku - w rękach dżihadystów z ugrupowania ISIL (Islamskie Państwo Iraku i Lewantu) są także Faludża, Ramadi i Tikrit. Ugrupowanie to kontroluje także duże tereny Syrii na pograniczu z Irakiem, jest zahartowane w walkach, ma dużo broni i środków finansowych. Z tego powodu upadek Mosulu będzie miał konsekwencje dla całego kraju - zaznacza ekspert brytyjskiego think tanku Chatham House. "Spory odłam sunnitów (zajmujących kierownicze stanowiska w państwie za rządów Saddama Husajna - PAP) czuje się poszkodowany przez nowy polityczny układ, wyłoniony w następstwie wojny z 2003 r., a coraz więcej szyitów sądzi, że jest pierwszoplanowym celem ataków terrorystycznych. Rosnące obawy obu społeczności mogą łatwo wyrazić się w aktach przemocy, jeśli pojawi się nowy, spektakularny zapalnik" - pisze analityk w komentarzu. "Wielu mieszkańców zamieszkanego w większości przez sunnitów Mosulu było wrogo nastawionych do kontrolowanej przez szyitów irackiej armii, ponieważ surowo ich traktowała. Masowa ucieczka z irackiej armii może świadczyć o tym, że żołnierze nie chcieli umierać za miasto, w którym uważano ich za okupantów" - twierdzi ekspert. Według niego reakcja Bagdadu na kryzys na północy kraju stwarza wrażenie desperackiej. Rząd premiera Nuriego al-Malikiego zwrócił się do parlamentu o ogłoszenie stanu wyjątkowego, głównodowodzący sił zbrojnych ma otrzymać dalsze uprawnienia, a w Bagdadzie i na południu Iraku otwarto punkty werbowania ochotników. "Maliki ma świadomość, że konwencjonalna armia nie jest przygotowana, ani skłonna stawić czoło dżihadystom, stąd dąży do zwerbowania ideologicznie umotywowanych szyickich ochotników zdolnych do walki z dżihadystami niekonwencjonalnymi sposobami" - tłumaczy al-Choei. W opinii eksperta ofensywa dżihadystów na północy Iraku stawia w trudnym położeniu Waszyngton, ponieważ ISIL przechwycił w Mosulu znaczną ilość amerykańskiego sprzętu dla irackiej armii, stąd politycy USA będą obawiać się, że dalsze dostawy może spotkać ten sam los. "Irackie władze bezpieczeństwa już wcześniej zwróciły się do USA o dostawy dronów (samolotów bezzałogowych), ale spotkały się z odmową. Obecnie Waszyngton może zmienić zdanie. Jednak władze Bagdadu są zniecierpliwione powolnym tempem amerykańskiej pomocy" - ocenia ekspert. "Z tego powodu - jak tłumaczy - mają mały wybór i uzależnią się jeszcze bardziej od dostaw z Rosji i Iranu - bardziej skłonnych do udzielenia pomocy logistycznej, finansowej i wojskowej, co widać na przykładzie Syrii".