Maszyna zniknęła z radarów niecałą godzinę po starcie z lotniska w Kuala Lumpur, na pokładzie było 239 osób. Mimo że wczoraj informowano o prawdopodobnym zlokalizowaniu samolotu - dziś okazało się, że to kolejny fałszywy trop. Krzysztof Moczulski z portalu lotnictwo.net.pl przyznaje, że choć zniknięcie samolotu jest wyjątkowo tajemnicze, to na pokładzie mogło po prostu dojść do awarii. Według niego bardzo rzadko, ale zdarzają się usterki transpondera, czyli urządzenia, które pozwala na identyfikację maszyny w powietrzu. Moczulski zwraca jednak uwagę na to, że załoga nie poinformowała o kłopotach. Ekspert przypomina, że w razie awarii załoga ma wyraźnie określone procedury działania: najpierw utrzymać samolot w powietrzu, potem nadać mu odpowiedni kierunek i wysokość i dopiero na końcu jest komunikacja.Jego zdaniem, choć obszar poszukiwań i zaangażowane środki są ogromne, służby po prostu szukają nie w tym miejscu, gdzie powinny. Jednocześnie ekspert przypomina, że malezyjskie linie lotnicze są renomowane, a załoga tego boeinga 777 jest bardzo doświadczona. Trasa, którą miał do pokonania samolot, czyli Kuala Lumpur - Pekin, nie jest długa (6 godzin lotu). Boeing 777 może tymczasem lecieć nawet kilkanaście godzin.Ekspert lotniczy przypuszcza, że jeżeli nawet doszło do wodowania samolotu, to i tak żadna z osób będących na pokładzie nie przeżyła. - Przy wodowaniu potrzeba wiele szczęścia, żeby nie rozbić maszyny. W tym wypadku - ponieważ załoga nie nawiązała kontaktu - prawdopodobnie doszło do nagłego zdarzenia i przy uderzeniu w taflę wody samolot zapewne rozpadł się na wiele części - mówi Krzysztof Moczulski.Poszukiwania samolotu trwają na obszarze ponad 50 tysięcy kilometrów kwadratowych, zarówno w Cieśninie Malakka, jak i na Morzu Południowochińskim. Prowadzone są z udziałem 42 statków i 39 śmigłowców i samolotów. Edyta Poźniak