Jak twierdzi ekspert, samolot leciał od prawie godziny, a to oznacza, że była to najbezpieczniejsza część lotu. - Nic nie powinno pójść źle. Maszyna leci w tym czasie na autopilocie, piloci dokonują tylko niewielkich korekt wysokości - uważa Quest. Dodaje, że jeśli w tym czasie doszło do awarii, musiało to być coś poważnego. Ekspert zwraca uwagę, że Boeing 777, który zaginął w sobotę miał 11 lat i był wyposażony w dwa silniki Rolls-Royce'a. - Nie była to więc stara maszyna. Malezja ma w swojej flocie 15 Boeingów 777-200, jest zatem doświadczonym operatorem - mówił Quest. Zaznaczył również, że Malaysia Airlines to szanowane linie, które cieszą się dobrą reputacją i są uważane za bezpieczne. Ponadto, jak przypomniał ekspert, samolot był wyposażony w zapasowe zasilanie, a to ma zapewnić działanie niektórych przyrządów pokładowych i narzędzi komunikacyjnych, które powinny umożliwić bezpieczne dokończenie lotu. Quest zapytany, czy istnieje możliwość, że boeing wylądował gdzieś bezpiecznie, odpowiedział, że jest to "wysoce nieprawdopodobne". Anna Baranowska-Ślusarek