- Ta największa zagadka lotnictwa cywilnego musi zostać rozwiązana, ale poszukiwania będą wyjątkowo żmudne - ocenia Krzysztof Moczulski z portalu lotnictwo.net.pl. Na niekorzyść akcji poszukiwawczej przemawia również to, że jest tam bardzo głęboko - 4 do 6 kilometrów. - Czarne skrzynki emitują sygnał, który pozwala wychwycić go do głębokości 6,5 kilometra, zatem - o ile służby poszukiwawcze natkną się na ten samolot - jest szansa, że jeszcze będą w stanie odebrać ten sygnał - podkreśla ekspert. "Gotowi ręcznie penetrować dno oceanu" Moczulski dodaje, że determinacja służb poszukiwawczych jest ogromna i prawdopodobnie władze Malezji są gotowe niemal ręcznie penetrować dno oceanu. - Mam nadzieję, że wszystkim starczy przede wszystkim pieniędzy, ponieważ ta akcja będzie coraz bardziej kosztowna i czasochłonna. Zwłaszcza w sytuacji, gdy czarne skrzynki przestaną emitować swój sygnał i trzeba będzie szukać maszyny po omacku - wyjaśnia. Zdaniem eksperta, akcja ta może wyglądać podobnie do tej związanej z poszukiwaniem czarnych skrzynek samolotu Air France, gdzie udało się ją podjąć dopiero dwa lata po zdarzeniu. Boeing runął do oceanu Z danych satelitarnych wynika, że samolot nagle zmienił kurs. Niespełna godzinę po starcie z lotniska w Kuala Lumpur, zniknął z radarów, potem jeszcze przez siedem godzin leciał w kierunku południowo zachodnim i spadł do oceanu. Prawdopodobnie zabrakło paliwa, na pokładzie maszyny było 239 osób.