Tureckie władze nie ugną się pod naciskiem protestujących. Takiego zdania jest dyrektor Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych Marcin Zaborowski. Wczoraj wieczorem w Stambule doszło do starć z policją. Demonstranci manifestują przeciwko zabudowie jednego z miejskich parków. Walka o zieleniec dla części osób była pretekstem do wyrażenia swojego niezadowolenia z rządów premiera Tayyipa Erdogana. Marcin Zaborowski jest przekonany, że nie zmieni on swojego stanowiska, a obecna sytuacja jest pokazem jego siły. Ekspert podkreśla, że do kompromisu mogłoby dojść jedynie w przypadku przetasowań w partii rządzącej, w innym wypadku zmiana zdania przez obecnego premiera byłaby odebrana przez jego stronników jako kompromitacja. Tayyip Erdogan jest premierem Turcji od 2002 roku. Krytycy uważają, że jego rządy coraz bardziej zmierzają ku autorytaryzmowi. W ubiegłym tygodniu parlament Turcji przyjął przepisy ograniczające reklamę i sprzedaż alkoholu. Zamknięte mają zostać sklepy i bary znajdujące się w pobliżu szkół i meczetów. Prawo wprowadza też zakaz sprzedaży detalicznej alkoholu pomiędzy 22.00 a 6.00. Rząd tłumaczy, że chce ograniczyć spożycie alkoholu wśród młodzieży i odrzuca oskarżenia o islamizację kraju. Policja używa gazu, Erdogan oskarżaTurecka policja użyła gazu łzawiącego, aby rozproszyć grupę około 1000 demonstrantów w Ankarze w niedzielę, trzeciego dnia antyrządowych wystąpień - podała telewizja NTV. Protestujący kierowali się w stronę kancelarii premiera Recepa Tayyipa Erdogana. Premier oskarżył w niedzielę demonstrantów o próby podkopania demokracji. Także w Stambule, największej metropolii Turcji, od niedzielnego południa tłumy ludzi zbierały się na centralnym placu Taksim. Po dwóch dniach gwałtownych incydentów, w wyniku których setki ludzi zostały ranne, a prawie 1000 demonstrantów aresztowano, na placu nie było widać już obecności policji. Według BBC w Stambule panował względny spokój. W większości pokojowo nastawieni demonstranci powiewali na placu flagami. Niektórzy skandowali hasła wzywające rząd do ustąpienia. Ludzie skrzykują się do udziału w demonstracjach poprzez serwisy społecznościowe. Amnesty International poinformowała nawet o dwóch ofiarach śmiertelnych demonstracji, ale danych tych nie potwierdzono oficjalnie.