Nie bacząc na ostrzeżenia i apele Zachodu, Rosja uznała niepodległość separatystycznych republik w Gruzji - Osetii Południowej i Abchazji. - To jedyna możliwość, aby ochronić życie żyjących tam ludzi - powiedział prezydent Rosji Dmitrij Miedwiediew w przemówieniu transmitowanym przez wszystkie państwowe stacje telewizyjne i radiowe. Osetia Płd. i Abchazja - dodał - muszą być chronione przed dalszą możliwą agresją ze strony Gruzji, której prezydent Micheil Saakaszwili "wybrał ludobójstwo dla rozwiązania swoich politycznych zadań". Więcej na ten temat w INTERIA.TV Szef Kremla zapewniał, że uznanie niepodległości obu republik nie było łatwą decyzją. Jednak - argumentował - było to w tym momencie jedyne możliwe rozstrzygnięcie. Prezydenci Osetii Płd i Abchazji, Eduard Kokojty i Siergiej Bagapsz, podziękowali "Rosji i narodowi rosyjskiemu" za "historyczne" uznanie ich państwowości. Od miesięcy oba regiony domagały się dla siebie tego samego prawa do niepodległości co Kosowo w Serbii. Obwieszczając swą decyzję Miedwiediew wezwał inne kraje, by poszły za przykładem Rosji. W natychmiastowych reakcjach USA i liczne kraje europejskie odrzuciły taką możliwość. Wyrażano krytykę i ubolewanie, uznając krok Moskwy za "bezprawny" i potwierdzając terytorialną integralność i suwerenność Gruzji. Sama Gruzja oświadczyła, że decyzja Rosji to "jawna aneksja", która "nie ma żadnego znaczenia prawnego", jest sprzeczna z prawem międzynarodowym. Zdaniem Saakaszwilego, Rosja usiłuje zmienić "granice Europy siłą". Gruziński minister sprawiedliwości Nika Gwaramia uważa, że swym krokiem Rosja dała argumenty własnym separatystycznym regionom. - Jestem pewien, że separatyzm zniszczy Rosję - powiedział. Zdecydowanie na poczynania Moskwy zareagował Lech Kaczyński. - Takie działania, jako całkowicie sprzeczne z prawem międzynarodowym, budzą mój sprzeciw i potępienie - napisał w oświadczeniu polski prezydent. Zaapelował do Dmitrija Miedwiediewa o natychmiastowe wycofanie wszystkich oddziałów rosyjskich z całego terytorium Gruzji. - Kategorycznie sprzeciwiamy się podważaniu jedności terytorialnej Gruzji, w jej uznanych międzynarodowo granicach oraz wszelkim próbom ograniczenia gruzińskiej suwerenności - podkreślił Lech Kaczyński, dodając, że działania Moskwy "nie mogą pozostać bez bardzo stanowczej reakcji państw wolnego świata". Stany Zjednoczone oceniły, że na Kaukazie powstała sytuacja, której nie mogą one zaakceptować". Słowa "stanowczego potępienia" wyraziło francuskie przewodnictwo UE. Dla Angeli Merkel, decyzja Rosji jest sprzeczna z prawem międzynarodowym i "absolutnie nie do przyjęcia". Kanclerz Niemiec wyraziła oczekiwanie, że "cała Unia Europejska wypowie się na ten temat w podobnym duchu". Londyn zaapelował o utworzenie "możliwie najszerszej koalicji przeciwko rosyjskiej agresji w Gruzji". MSZ w Warszawie oświadczyło, że Polska jednoznacznie opowiada się za poszanowaniem integralności terytorialnej Gruzji. Według szefa sejmowej komisji spraw zagranicznych Krzysztofa Liska (PO), decyzja Moskwy może mieć znaczący wpływ na relacje polityczne Rosji m.in. z UE i USA. Jego zdaniem na pewno nie można mówić o izolacji ekonomicznej, czy gospodarczej Rosji. Jak argumentował, trudno jest odizolować kraj, który w znaczeniu ekonomiczno-surowcowym jest "w pewnym sensie mocarstwem światowym". Z kolei wiceszef tej komisji Paweł Kowal (PiS) powiedział: "Demokratyczny świat i Europa stoją przed najpoważniejszym wyzwaniem, jakie rzuca im Rosja. Od adekwatnej odpowiedzi na poczynania Rosji w Gruzji będzie zależała przyszłość bezpieczeństwa w Europie i na świecie". Przewodniczący Komisji Spraw Zagranicznych Parlamentu Europejskiego Jacek Saryusz-Wolski uważa, że UE powinna zagrozić Rosji, która idzie na konfrontację, "wyciągnięciem konsekwencji", np. "zawieszeniem kanałów komunikacji". Decyzję Rosji skrytykowały również NATO, Rada Europy, OBWE, ONZ, Francja, Litwa, Bułgaria, Rumunia. Szwedzki minister spraw zagranicznych Carl Bildt ostrzegł, że "Rosja igra z ogniem na Kaukazie, że wybrała drogę konfrontacji z Europą". - Nie boimy się niczego, również nowej zimnej wojny - oświadczył wieczorem Dmitrij Miedwiediew w wywiadzie dla rosyjskiej, państwowej anglojęzycznej stacji telewizyjnej Russia Today (RT).