Przed Sądem Krajowym w Hamburgu rozpoczął się w piątek proces z powództwa 36-letniego nauczyciela-germanisty. - Walczę o godność człowieka i ojca - powiedział Pomorski po zakończeniu pierwszej rozprawy. - Domagamy się zadośćuczynienia w wysokości co najmniej 15 tys. euro oraz wglądu do akt dokumentujących wieloletni konflikt Pomorskiego z urzędem ds. młodzieży (Jugendamtem) - wyjaśnił adwokat Rudolf von Brecken. Niemiecki prawnik nazwał "hańbą" postępowanie władz miasta w stosunku do jego klienta. Zakaz kontaktu z dziećmi w języku polskim był "zniechęcającą do życia" represją - ocenił. Von Brecken skrytykował brak przedstawiciela Hamburga na rozprawie, co świadczy - jego zdaniem - o ignorowaniu sądu. Pomorski przyjechał do Berlina Zachodniego w 1989 roku. Rok później przeniósł się do Hamburga, gdzie poślubił obywatelkę Niemiec. W latach 1997 i 1999 urodziły się dwie córki - Justyna i Iwona-Polonia. Po rozpadzie małżeństwa córki przyznano matce, jednak sąd nie orzekł żadnych ograniczeń językowych w jego kontaktach z dziećmi. Natomiast hamburski Jugendamt "na własną rękę" - jak twierdzi Pomorski - zakazał mu rozmawiania z córkami po polsku. - To był szantaż, nie mogłem się na to zgodzić - powiedział Pomorski. Podkreśla, że do rozwodu w domu mówiono po polsku, a na zewnątrz po niemiecku. Jestem nauczycielem-germanistą, dlatego argument urzędu, że mówienie po polsku opóźnia integrację dzieci w niemieckim społeczeństwie, był absurdalny -tłumaczy. Dwa lata temu matka wyjechała, bez wiedzy ojca, z obiema córkami do Austrii. - To było uprowadzenie dzieci, zorganizowane przez Jugendamt w Hamburgu - twierdzi Pomorski. Celem tego wyjazdu było - jego zdaniem - doprowadzenie do tego, by dzieci zapomniały języka polskiego. Dopiero niedawno umożliwiono mu ponownie kontakt z dziewczynkami - po niemiecku i pod austriackim nadzorem. Pomorski kieruje działającym na terenie Niemiec Stowarzyszeniem "Rodzice Przeciw Dyskryminacji Dzieci". Organizacja zajmuje się obecnie dziesięcioma podobnymi konfliktami - mówi nauczyciel. Jego zdaniem, jest to jednak tylko "wierzchołek góry lodowej". Wielu rodziców nie decyduje się na ujawnienie sprawy i konflikt z niemieckimi władzami - twierdzi. Jak dowiedziała się PAP, w sprawę o zakaz posługiwania się językiem polskim w kontaktach rodziców z dziećmi z rozbitych małżeństw zaangażował się nowy przedstawiciel MSZ ds. współpracy polsko-niemieckiej Mariusz Muszyński. Muszyński potwierdził, że zwrócił się z prośbą do polskich służb dyplomatycznych w Niemczech, by sprawie Pomorskiego przyglądano się na wyższym poziomie niż konsularny. - Trzeba obejrzeć tę sprawę w kontekście politycznym. Z tego co wiem podobnych problemów nie mają dzieci Francuzów czy Anglików - dodał. Muszyński mówił, że już wcześniej spotkał się z podobnymi problemami wśród Polaków mieszkających w Niemczech. Dodał, że zamierza o tym rozmawiać z Gesine Schwan - pełnomocniczką niemieckiego rządu ds. współpracy z Polską. Według niego, te sprawy nie mają "żadnego ukrytego podłoża". - Jeżeli ja się dowiaduję, że wytłumaczeniem dla zakazu kontaktu rodzica z dzieckiem w języku polskim jest to, że urzędnik Jugendamtu - który jest obecny przy takich kontaktach - nie zna polskiego, to jest problem techniczny. Problem, który można rozwiązać - ocenił. W polsko-niemieckim traktacie o dobrym sąsiedztwie i przyjaznej współpracy z 1991 r. jest mowa o prawie do swobodnego rozwijania tożsamości etnicznej i kulturowej przez Polaków mieszkających w Niemczech.