81-letni Francis Tovey z Burleigh Heads w Australii został znaleziony martwy na swoim podjeździe. Według lokalnych mediów do samobójstwa doprowadziły staruszka nieustanne nalegania jego krewnych, by wreszcie przeniósł się do domu starców. Tovey zostawił list, w którym wyjaśnił, że plany maszyny, której użył do popełnienia samobójstwa, znalazł w internecie. Dzięki odpowiedniej konstrukcji, m.in. półautomatycznej broni, maszyna mogła oddać kilka strzałów. Wystarczyło jedynie zdalnie ją uruchomić. We wtorek o godzinie 7 rano Tovey umieścił swoją maszynę na podjeździe, ustawił na trzy strzały i włączył. Z listu wynika, że wybrał to miejsce, ponieważ oczekiwał, że robotnicy pracujący niedaleko przy budowie domu szybko odnajdą jego ciało. Przypuszczenie okazało się trafne. Natychmiast po usłyszeniu strzałów na miejsce przybiegł cieśla Daniel Skewes. - Wydawało mi się, że słyszałem trzy strzały - opowiadał mężczyzna - Kiedy przybiegliśmy staruszek już leżał martwy na podjeździe. Sąsiadka Toveya, która wolała zachować anonimowość, powiedziała lokalnym mediom, że mężczyzna mieszkał w Burleigh Heads od 1984 roku. - Był wspaniałym człowiekiem, bardzo dobrym sąsiadem. Będzie mi go brakowało - przyznała. - Pochodził z Wielkiej Brytanii, jak ja, i często razem popijaliśmy herbatę. Miał wielu gości z Anglii i Australii. Nie okazywał, że coś jest nie tak. To po prostu bardzo smutne - dodała sąsiadka. Działacz prowadzący kampanię na rzecz eutanazji Philip Nitschke powiedział lokalnym mediom, że to dość niezwykłe samobójstwo. - To bardzo brutalny i ostateczny sposób na zakończenie życia, istnieje dużo spokojniejsze wyjście i pewnie większość ludzi właśnie takie by wybrało - ocenił. Działacz przyznał, że nie wiedział, iż w internecie można znaleźć plany maszyn do samobójstwa. - Ale nie jestem tym zaskoczony, moje zaskoczenie wywołuje raczej fakt, że ktoś się na nie decyduje - dodał. A.W.