Zabierałem się więc do powrotu na strony INTERIA.PL jak świnia do jeża, aż poczytałem sobie wyniki sondaży dotyczących naszej wiedzy o II wojnie światowej. I przy okazji posłuchałem dyskusji naszych polityków o historii. Lekko oniemiałem. To, że powszechne jest przekonanie, iż to Stepan Bandera dowodził rzeziami na Wołyniu, jeszcze przełknąłem. Ukraińskie domaganie się przeprosin za czystki etniczne dokonywane przez Armię Krajową również. Ale dumna prezentacja wyników sondażu zamówionego przez Muzeum II Wojny Światowej, z którego wynika, iż uważamy się za naród najbardziej poszkodowany w tej wojnie, lekko mną wstrząsnęło. Do tego doszło jeszcze zestawienie obchodów rocznic: Powstania Warszawskiego, Bitwy Warszawskiej 1920 i Września 1939. Z całego pakietu wynika jasno, że współczesny Polak to nadal bohater Mrożka, który wstydliwe luki w uzębieniu przykrywa okrzykiem "wybili panie, za wolność wybili" i rozdziawia gębę pozbawioną zeżartych przez próchnicę zębów. IPN dokonał podobno bilansu polskich krwawych strat w czasie II wojny. Wyszło co najmniej 20 proc. mniej niż dotychczas sądzono. Poczekam z komentowaniem do publikacji tych danych, ale wygląda na to, że straty ludności cywilnej (po odliczeniu Powstania Warszawskiego i wywózek na Kresach) nie były znacząco większe niż podczas I wojny. Oczywiście z jednym istotny wyjątkiem: masakry ludności żydowskiej i cygańskiej. Te dwie grupy były decyzją obłędnego reżimu niemieckiego skazane na zagładę. Dodam jeszcze wspomnienie rodzinne. Mój dziadek twierdził, że w całym XX wieku rolnicy, zwłaszcza ci duzi i średni, najlepsze warunki do pracy mieli w czasie niemieckiej okupacji. Był zbyt, były nawozy, maszyny rolnicze etc. Mimo kontyngentów, średni ziemianin był w stanie wyżywić jeszcze pobliski oddział partyzancki i żyć lepiej niż w II RP, nie mówiąc już o PRL, który go wywłaszczył i wsadził do więzienia jako obcego klasowo. Pamiętam, że ta opinia usłyszana przeze mnie w dzieciństwie zupełnie mnie poraziła. Bo byłem przekonany, że przez 5 lat wszyscy Polacy jak jeden mąż siedzieli w partyzantce i zajmowali się strzelaniem do Niemców. No, może z wyjątkiem tych, których Sowieci wywieźli na Sybir. Potem dowiadywałem się coraz więcej o złożoności życia pod okupacją. Ale mit trwa w najlepsze. Już ponad dwadzieścia lat temu jeden z historyków postawił tezę, że skala czynnego oporu była w okupowanej Polsce porównywalna do skali kolaboracji. Został zakrzyczany i zmuszony do milczenia. Przecież wszyscy strzelaliśmy do wroga zza węgła. Tak samo - bez wątpienia - jak wszyscy walczyli z komuną. Polska może być dumna za okres II wojny światowej. Stworzyliśmy największe państwo podziemne, Armia Krajowa była najlepiej zorganizowaną armią podziemną Europy, ale opowiadając o powszechnym oporze w istocie podważamy bohaterstwo setek tysięcy ludzi, którzy naprawdę walczyli i ryzykowali. Moi profesorowie od historii tłumaczyli, iż badaniom historyka poddaje się dopiero ta epoka, która nie ma bezpośredniego wpływu na czasy, w których historyk żyje. Poziom zakłamania i zmitologizowania epoki II wojny światowej wskazuje, że dotychczas częściej mieliśmy do czynienia z pamiętnikarstwem, propagandą i publicystyką niż z historiografią. Ale posprzątaliśmy już - prawie - po Jałcie. II wojna przestaje - powoli - stanowić legitymizację współczesnej polityki. Odchodzi pokolenie pamiętające wojnę. Może więc czas na uczciwe badania. Choćby takie, które pozwolą rozróżnić kolaborację od kooperacji i kohabitacji. Kiedy czytam internetową listę narodowych bohaterów czasu wojny, uderza jej ubóstwo. Nie ma na niej Henryka Józewskiego, Remigiusza Grocholskiego, oficerów wywiadu AK, żołnierzy Wachlarza i setek innych. Są w większości wodzowie przegranych bitew. Ze zdziwieniem odnotowałem tylko brak psa Szarika i kapitana Klossa. Najbliższe tygodnie będą w dużej mierze zdominowane przez rocznicę wybuchu wojny. Może warto przy tej okazji trochę w naszej wiedzy na temat najnowszej historii posprzątać. Jeśli Polacy byli jej największą ofiarą, to co mają powiedzieć Żydzi, Romowie, Białorusini czy Ukraińcy, a nawet rozpaczliwie kolaborujący z Niemcami Bałtowie, w poczuciu grozy sowieckiej okupacji? Polska historia po raz pierwszy od dwustu lat nie musi być pisana "ku pokrzepieniu serc". Może być pisana uczciwie. Jerzy Marek Nowakowski