W niedzielę nad ranem w okna domu przy Larne Road, w Ballymena, zamieszkałego przez Polaków oddano strzały z broni palnej, ale nikt nie odniósł obrażeń. W poniedziałek w nocy podłożono ogień pod drzwiami frontowymi prywatnego mieszkania w dzielnicy Harryville. Zmusiło to rodzinę trojga Słowaków z małym dzieckiem do ratowania się ucieczką przez okno na piętrze. Ataki potępił miejscowy radny Declan O'Loan. - Nie mam wątpliwości, że była to celowa próba podpalenia. W Ballymena są ludzie do tego stopnia owładnięci uprzedzeniami narodowościowymi, że nie wahają się przed narażeniem innych na śmierć - zaznaczył. Wcześniej w tej samej okolicy znaleziono ulotki wymierzone w obcokrajowców. Policja ogłosiła, że traktuje oba ataki jako przejaw zbrodni motywowanej nienawiścią rasową. Tymczasem we wtorek w Ardoyne, zamieszkałej przez katolickich nacjonalistów dzielnicy płn. Belfastu, doszło do starć demonstrantów z policją po zakończeniu dorocznego pochodu członków Związku Orańskiego demonstrującego lojalność wobec korony brytyjskiej. Zajścia wywołało ok 200 nacjonalistycznych awanturników. Policję obrzucono butelkami z benzyną, odłamkami gruzu, petardami i kamieniami. Policja użyła pocisków gumowych. Sam marsz członków Związku Orańskiego w tradycyjnych czarnych melonikach i pomarańczowych szarfach przebiegł spokojnie. Władze porządkowe nie wyraziły zgody na przemarsz z orkiestrą przez. Uczestnikom marszu wtórował tylko jeden werbel. Podczas, gdy lojaliści witali maszerujących, nacjonaliści zorganizowali milczący protest. Do zajść w Ardoyne doszło także w poniedziałek wieczór, gdy policja w przededniu marszu oranżystów zabezpieczała trasę. 22 policjantów odniosło obrażenia.