W piątek rzecznik południowokoreańskiego ministerstwa ds. zjednoczenia narodowego Dzeong Dzun Hi (Jeong Joon Hee) potwierdził, że trzynaścioro obywateli północnokoreańskich - mężczyzna i 12 kobiet - przybyło do Seulu w czwartek. Odmówił jednak ujawnienia, w którym kraju pracowali, by uniknąć problemów dyplomatycznych i ewentualnego narażenia innych pracujących tam Koreańczyków z Północy. Źródło bliskie sprawie powiedziało w sobotę Yonhapowi, że "uciekli oni z pracy w restauracji w Chinach i dotarli do Korei Południowej przez inny kraj Azji Południowo-Wschodniej". Była to pierwsza zbiorowa ucieczka północnokoreańskiego personelu; zazwyczaj pracownicy ci uciekają pojedynczo lub parami. Według analityków w Chinach w ukryciu żyją setki tysięcy Północnych Koreańczyków, którzy uciekli z kraju przez północną granicę. Jednak Pekin, będący jednym z niewielu sojuszników politycznych Pjongjangu, traktuje obywateli Korei Północnej jako osoby uciekające przed biedą, a nie uchodźców politycznych i zazwyczaj odsyła uciekinierów do ojczyzny, jeśli ich zlokalizuje. Dlatego najczęstszym sposobem dotarcia do Korei Południowej, kraju, którzy przyznaje Północnym Koreańczykom azyl i obywatelstwo, jest podróż przez kraj trzeci, zazwyczaj Tajlandię, Wietnam lub Mongolię. Według południowokoreańskich władz restauracje z północnokoreańskim personelem działają w 12 krajach, ale zdecydowana większość z nich znajduje się w Chinach. Rocznie przynoszą one reżimowi ok. 10 mln dolarów.