Wcześniej przekazywane informacje mówiły o 43 ofiarach śmiertelnych katastrofy kolejowej w Grecji. Obecnie liczba ta wynosi 57. Dodatkowo w szpitalach pozostaje 48 rannych, z czego sześcioro na oddziale intensywnej terapii. Z powodu ran głowy i poważnych oparzeń są oni w stanie krytycznym - przekazał państwowy nadawca publiczny ERT. Katastrofa kolejowa w Grecji. Rodziny czekają na wieści o bliskich W czwartek wieczorem demonstranci zgromadzili się przed główną siedzibą greckiej firmy kolejowej Hellenic Train w Atenach. Manifestacja zorganizowana została przez związki zawodowe i studentów. Na miejscu już wcześniej była policja. W przeciwieństwie do środowych zamieszek, podczas których demonstranci starli się z policją, protest przebiegł pokojowo. Jak poinformowano, większość pasażerów biorących udział w wypadku to młodzi ludzie. Krewni zaginionych wciąż czekają na wieści dotyczące ich bliskich. W szpitalu w Larisie trwa proces identyfikacji. Straż pożarna przekazuje także, że na miejscu katastrofy w Tempi, niedaleko miasta Larisa, w czwartek i piątek będą kontynuowane działania poszukiwawczo-ratownicze. Dimitris Bournazis, rozmawiający wcześniej z greckimi mediami przekazał, że wciąż próbuje uzyskać jakiekolwiek informacje o swoim ojcu i bracie, jednak nikt o niczym go nie informuje. - Wczoraj przyjechali tu premier i minister zdrowia. Po co? Co zrobić? Co wyjaśnić? I gdzie oni są dzisiaj? - powiedział. - Nikt nie przekazał nam żadnych informacji, nikt nie wie, ile osób naprawdę było w środku - tłumaczył Bournazis. - Nie możemy obwiniać za to tylko jednej osoby z powodu błędu. Gdzie są teraz wszyscy inni? Wszyscy czekają na głosowanie w wyborach - dodał. Jeden z pasażerów: Najpierw skakali ciężej ranni Andreas Alikaniotis, który był z kolei pasażerem pociągu biorącego udział w katastrofie kolejowej tak opisał chwile po wypadku: - To, co my zrobiliśmy, to stłuczenie szyby, która już i tak była pęknięta, i wyrzucenie bagażu na zewnątrz wagonu, abyśmy mogli wylądować na czymś miękkim - powiedział. Opisał także, jak pomógł wydostać się z miejsca wypadku około 10 osobom. - Najpierw skakali ci ciężej ranni, a potem my, z lżejszymi obrażeniami. Alikaniotis dodał, że pamięta, jak podciągnął dwie lub trzy dziewczyny i pomógł im dostać się do okna, aby skoczyły. - Na miejscu wybuchła panika - dodał. Demonstracje w Grecji. "Katastrofa byłą kwestią czasu" Po wtorkowej katastrofie kolejowej w Grecji wybuchły masowe protesty. W środę setki osób wyszły na ulice Aten, obwiniając rząd za prywatyzację firmy Hellenic Train odpowiedzialnej za obsługę greckich kolei. Policja, która interweniowała, użyła wobec demonstrantów, którzy rzucali kamieniami i rozpalali ogniska, gazu. Także w środę szef greckiego rządu Kyriakos Micotakis zapowiedział, że przeprowadzone zostanie niezależne śledztwo, które ma wyjaśnić przyczynę zderzenie ze sobą pędzących pociągów. Mimo to premier już wcześniej oznajmił, że wypadek był skutkiem "tragicznego błędu ludzkiego", mając na myśli domniemaną pomyłkę po stronie zawiadowcy, który został oskarżony o nieumyślne spowodowanie śmierci przez zaniedbanie. 59-latek nie zgadza się z zarzutami. Zaprzeczył, że popełnił jakiekolwiek błędy, zrzucając winę na usterkę techniczną. Opina publiczna w Grecji w znacznym stopniu zdaje się podzielać stanowisko zawiadowcy. Pojawiają się wypowiedzi o fatalnym stanie kolei w kraju. - Katastrofa była tylko kwestią czasu - twierdzą demonstranci.