O szczegółach zadecydują m.in. wnioski z danych zebranych przez wywiad. "The New York Times" donosi, że atak amerykańskich komandosów w rejonie Kandaharu sprzed 10 dni nie przyniósł tak cennych informacji wywiadowczych, jak się spodziewano. Komandosi zabrali z pomieszczeń przywódcy mułły Omara między innymi szereg dokumentów i dyski komputerowe. Na podstawie raportów wywiadu oczekiwano, że będzie można z nich dowiedzieć się czegoś więcej o szczegółach operacji Talibanu i terrorystycznej organizacji al-Kaidy, a nawet o miejscach pobytu ich liderów. Wstępne analizy tych materiałów przyniosły jednak pewne rozczarowanie. Brak dalszych wiarygodnych informacji wywiadowczych sprawia zaś, że Amerykanie nie śpieszą się z podjęciem kolejnej operacji sił specjalnych. Pentagon nadal nie przekazuje szczegółowych informacji dotyczących tamtej misji. Nieoficjalnie wiadomo jednak, że choć cała operacja trwała sześć godzin, to komandosi przebywali na terenie posiadłości Omara stosunkowo krótko. Ochrona obiektu została zlikwidowana przez snajperów, a w sumie zginęło kilkudziesięciu żołnierzy Talibanu. Mimo że efekt wywiadowczy okazał się niewielki, to - jak twierdzą źródła w Departamencie Obrony USA - nie sposób pominąć zdobytego w tej akcji doświadczenia. Komentatorzy zwracają uwagę, że prawdy o operacjach tajnych służb w Afganistanie możemy nie poznać przez wiele lat, a nawet w ogóle. Przypominają wojnę w Zatoce Perskiej w 1991 roku, kiedy specjalne jednostki przeczesywały Irak, namierzając wyrzutnie rakiet SCUD dla bombardujących samolotów. Do tej pory nie wiadomo, ile ekip przebywało w Iraku i gdzie dokładnie działały. Wiadomo też, że w latach 80. CIA pomagała szkolić afgańskich mudżahedinów walczących z sowieckimi wojskami - nadal jednak nie ujawniono, ilu Amerykanów brało udział w szkoleniach, i ile dokładnie wydano na nie pieniędzy.