- Istnieje wysokie prawdopodobieństwo, że Północ przypuści kolejny atak - powiedział dyrektor Narodowej Służby Wywiadu Won Sei Hun na posiedzeniu komisji parlamentarnej. Korea Płn. wystrzeliła 23 listopada kilkadziesiąt pocisków artyleryjskich na południowokoreańską wyspę Yeonpyeong. W ataku zginęło dwóch południowokoreańskich żołnierzy i dwóch cywilów. Kilkanaście osób zostało rannych. W ogniu stanęło kilkadziesiąt budynków. Zdaniem analityków był to najpoważniejszy atak od czasu zakończenia działań wojennych na Półwyspie Koreańskim w 1953 roku. Jak powiedział Won, informacje uzyskane z podsłuchu w sierpniu wskazywały na możliwość ataku na Morzu Żółtym, ale Korea Południowa nie spodziewała się, że ubiegłotygodniowy atak dotknie cywilów. Według szefa południowokoreańskiego wywiadu atak ten był powiązany z kwestią sukcesji w Korei Północnej i nastąpił, gdy "rośnie wewnętrzne niezadowolenie w związku z przekazywaniem władzy trzeciemu pokoleniu, a sytuacja gospodarcza się pogarsza". Obecny przywódca reżimu w Phenianie Kim Dzong Il, syn założyciela komunistycznej KRLD Kim Ir Sena, ma obecnie przekazywać władzę swojemu synowi Kim Dzong Unowi.