Przywołując dramatyczne wydarzenia ze stycznia 2012 roku, gdy ogromny wycieczkowiec uderzył o skały koło wyspy Giglio i zaczął nabierać wody, Ernesto Carusotti - jeden z poszkodowanych - powiedział: - Pamiętam cały tamten wieczór, tego się nie da zapomnieć. Przez dwie godziny w ciemnościach krążyłem z żoną po statku. - Pamiętam wciąż numer pokładu, na który weszliśmy i pierwszą szalupę numer 12, do której mieliśmy wejść. Ale statek był już przechylony i mimo wielu manewrów nie udało się statku opuścić, bo szalupa uderzała o bok - opowiedział rozbitek z Concordii, cytowany przez dziennik "La Repubblica". Po katastrofie Carusotti podał do sądu w Genui między innymi stocznię, w której wycieczkowiec został zbudowany. W katastrofie zginęły 32 osoby. Włochy: Wypadek Costa Concordia. Poszkodowany przegrał proces o odszkodowanie Mężczyzna przegrał proces o odszkodowanie i został zobowiązany przez sąd do zapłaty kosztów sądowych w wysokości 14 tys. euro, poniesionych przez stocznię - potentata we Włoszech. Jej adwokaci wystąpili o konfiskatę mienia byłego rozbitka, by odzyskać te pieniądze i to mimo, że zdążył już zapłacić 10 tys. euro. Carusotti zwrócił się o pomoc do organizacji obrony praw konsumentów Codacons. Na znak protestu przeciwko temu wyrokowi stowarzyszenie to postanowiło zapłacić ostatnią transzę czterech tysięcy euro w monetach - było ich 3944 sztuk, wrzuconych do walizki. Ponad 30-kilogramowy bagaż z drobnymi zawieziono do siedziby stoczni. Ten sam sąd w Genui uznał, że mężczyźnie należy się natomiast odszkodowanie od armatora wycieczkowca, Costa Crociere. Odwołał się jednocześnie od wyroku sądu, który nie uznał odpowiedzialności stoczni za katastrofę. *** Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!