Wisner zadeklarował w ubiegłym tygodniu, że prezydent Egiptu powinien pozostać na stanowisku, a jego przywództwo na obecnym etapie ma zasadnicze znaczenie dla dalszego rozwoju wydarzeń w kraju. Od tej wypowiedzi odciął się w piątek Departament Stanu USA. Zarówno sekretarz stanu Hillary Clinton jak i sam Wisner stwierdzili, że wypowiedź ta miała charakter prywatny i nie była wyrazem oficjalnego stanowiska USA. Jak wskazuje "Independent", wypowiedź ta stawia pod znakiem zapytania osąd, którym kierowali się Obama i Clinton mianując Wisnera specjalnym wysłannikiem, ponieważ zaistniał tutaj rażący konflikt interesów. Jak poinformował w środę amerykański dziennik "Washington Post", 72-letni Wisner, w latach 1986-91 ambasador USA w Kairze, po przejściu na emeryturę podjął pracę w waszyngtońskiej firmie lobbingowej Patton Boggs, która reprezentuje m.in. interesy Egiptu. Wchodził też w skład rady dyrektorów największego egipskiego banku Commercial International Bank Egypt SAE. "Independent" zastanawia się, dlaczego właśnie Wisner został wysłany, by w imieniu USA rozmawiać z Mubarakiem, będącym faktycznie klientem firmy, dla której obecnie pracuje były ambasador. "W przeszłości, gdy prezydenci USA wysyłali swego wysłannika (...), by dopomóc przywódcy jakiegoś państwa w wycofaniu się z życia politycznego nie zdarzało się, by był on opłacany przez lidera, któremu miał ułatwić odejście" - cytuje "Independent" amerykańskiego eksperta Nicholasa Noe'a. W Egipcie trwają od 25 stycznia masowe demonstracje z żądaniem ustąpienia prezydenta Mubaraka, który od 30 lat rządzi kraje.