Największego poparcia, w tym militarnego, Stanom Zjednoczonym udzieliły: Bahrajn i Kuwejt, które udostępniły Amerykanom swoje bazy. Jednak pozostałe kraje rejonu Zatoki Perskiej - delikatnie mówiąc - zachowują się schizofrenicznie. Arabia Sudyjska na przykład deklaruje, że chce pokoju, ale sugeruje Husajnowi, aby ustąpił i pozwala Amerykanom lokować wojsko w swoim kraju. Podobnie zachowuje się, usiłująca zachować neutralność i dystans Jordania. To jednak jest wielka polityka, a na "arabskich ulicach" słychać głównie przeciwników wojny. W 4-milionowym Ammanie, stolicy Jordani, dokąd dotarli reporterzy RMF, blisko połowa mieszkańców to Palestyńczycy. Dla nich Waszyngton to najważniejszy sojusznik Izraela, więc tym samym - wróg. - Główny powód tej wojny to ropa i strategiczne położenie. I tyle. Absolutnie nic więcej. Wszystko poza tym, to zwykły nonsens - mówi jeden z mieszkańców Ammanu.