Wasiliewa, asystentka Daniłkina i sekretarz prasowa Chamowniczeskiego Sądu Rejonowego w Moskwie, o kulisach procesu skonfliktowanego z Kremlem magnata naftowego i jego partnera biznesowego Płatona Lebiediew, opowiedziała internetowemu portalowi gazeta.ru i internetowej telewizji Dożd. Sędzia Daniłkin określił wypowiedź swojej podwładnej jako "oszczerstwo" i zapowiedział, że wystąpi przeciwko niej na drogę sądową. Z kolei Moskiewski Sąd Miejski ocenił wywiad Wasiliewej jako "prowokację" i "nacisk na sąd". "Mogę powiedzieć, że od samego początku Daniłkin był pod stałą kontrolą, jeszcze zanim 2 listopada udał się do pokoju narad. Po 2 listopada kontrola ta zapewne nie ustała" - powiedziała rzeczniczka sądu. "Wiktor Nikołajewicz miał obowiązek kontaktowania się z Moskiewskim Sądem Miejskim we wszystkich spornych kwestiach związanych z procesem sądowym. Dostawał stamtąd określone instrukcje, jak postępować dalej" - wyjaśniła. Wasiliewa zaznaczyła, że mogło to dotyczyć także decyzji o wzywaniu świadków. Dodała, że instrukcje sędzia otrzymywał przez telefon. Rzeczniczka przypuszcza, że Daniłkin kontaktował się z przewodniczącą Moskiewskiego Sądu Miejskiego Olgą Jegorową. "To, co robił Daniłkin, było raczej wymuszonym działaniem. Zgodnie z prawem sędzia nie musi się radzić kogokolwiek i uwzględniać czyichkolwiek opinii" - zauważyła Wasiliewa. Dodała, że Daniłkin "był poirytowany, bardzo przeżywał, oburzał się, że ktoś mówi mu, co ma robić". "Zdarzyło się nawet, że miał problemy z sercem" - podkreśliła. "Daniłkin zaczął pisać wyrok. Podejrzewam, że to, co było w tym wyroku, nie zadowoliło wyższej instancji. W związku z czym otrzymał inny wyrok, który musiał ogłosić" - powiedziała rzeczniczka. "To, że wyrok został przywieziony z Moskiewskiego Sądu Miejskiego, wiem z całą pewnością. Wiem też, że był pisany przez sędziów instancji odwoławczej ds. karnych, tj. Moskiewskiego Sądu Miejskiego. Jest to oczywiste" - wskazała. Wasiliewa zaznaczyła, że zna nazwiska tych sędziów. Przekazała też, że wie, iż niektóre części wyroku zostały dowiezione do Chamowniczeskiego Sądu Rejonowego już w trakcie jego ogłaszania. Według niej, tak było na przykład z częścią określającą wysokość kary. Rzeczniczka wyznała, że zdecydowała się opowiedzieć o tym wszystkim, gdyż przeżyła rozczarowanie. "Chciałam zostać sędzią. Gdy zobaczyłam tę wewnętrzną treść, jak wszystko się odbywa, to rozpłynęła się bajka o tym, iż sędziowie podporządkowują się tylko prawu. Zrozumiałam, że to nieprawda; że sędzia podporządkowany jest wyższej instancji" - oświadczyła. Określając wywiad Wasiliewej jako "prowokację" i "nacisk na sąd", sekretarz prasowa Moskiewskiego Sądu Miejskiego Anna Usaczowa oznajmiła, że wkrótce będzie rozpatrywana skarga apelacyjna na wyrok na Chodorkowskiego. "Wasiliewa oskarżyła sędziego o popełnienie ciężkiego przestępstwa. Pozostaje tylko wyjaśnić, jakimi motywami się kierowała" - wskazała Usaczowa. Z kolei adwokat byłego szefa Jukosu Wadim Kljuwgant zwrócił uwagę, że obrońcy biznesmena już w czasie procesu i ogłaszania wyroku alarmowali, iż sędzia nie jest niezależny i działa pod presją. Natomiast znana obrończyni praw człowieka, szefowa Moskiewskiej Grupy Helsińskiej Ludmiła Aleksiejewa, zauważyła, że "w normalnym państwie o normalnym systemie sądowniczym takie wystąpienie spowodowałoby wznowienie procesu z powodu zaistnienia nowych okoliczności". Aleksiejewa wyraziła też obawy o losy rzeczniczki Chamowniczeskiego Sądu Rejonowego. Chodorkowski i Lebiediew 30 grudnia 2010 roku w drugim procesie zostali skazani na 13,5 roku więzienia za rzekome przywłaszczenie 218 mln ton ropy naftowej i wypranie uzyskanych w ten sposób pieniędzy. Na wolność wyjdą w 2017 roku, gdyż na poczet kary zaliczono im wcześniejszy wyrok, który odsiadują. W pierwszym procesie, w 2005 roku, biznesmeni zostali skazani na osiem lat więzienia za oszustwa podatkowe i uchylanie się od płacenia podatków. Na krótko przed ogłoszeniem grudniowego werdyktu premier Władimir Putin oświadczył publicznie, że "przestępstwa pana Chodorkowskiego zostały udowodnione w sądzie" i że "złodziej powinien siedzieć w więzieniu". Chodorkowski i Lebiediew konsekwentnie odpierają wszystkie wysunięte wobec nich zarzuty, uważając je za sfabrykowane i politycznie umotywowane. Powstały w 1993 roku Jukos stał się z czasem jednym z największych koncernów naftowych w Rosji. Jednak w 2003 roku popadł w konflikt z Kremlem. Chodorkowski i Lebiediew zostali aresztowani. W 2006 roku sąd w Rosji ogłosił upadłość Jukosu. Jego najcenniejsze aktywa przejął kontrolowany przez państwo koncern Rosnieft.