"Francuzi oczekują od urzędującego prezydenta rozwiązania kryzysowej sytuacji. Jak na razie odnosi pełen sukces: po dwóch zamachach na francuskich żołnierzy i jednym na żydowskie dzieci, terrorystę błyskawicznie zlokalizowano" - powiedział Smolar. Według niego, wydarzenia w Tuluzie, gdzie w czwartek w policyjnym oblężeniu zginął podejrzany o siedmiokrotne zabójstwo 23-letni Francuz pochodzenia algierskiego, "niewątpliwie wzmacniają poczucie, że Sarkozy, który i tak miał opinię prawdziwego, ambitnego przywódcy, jest w stanie podjąć trudne decyzje (...) daje Francuzom duże poczucie bezpieczeństwa". Smolar zaznaczył, że Francuzi doceniają "energię, dynamizm, pracowitość, wolę walki i zdolność przeprowadzenia różnych zmian" przez Sarkozy'ego, lecz jednocześnie go nie lubią. Zdaniem Smolara "żaden inny kandydat nie może w tej sytuacji" konkurować z prezydentem, zwłaszcza jego główny rywal - Francois Hollande. "Kandydat socjalistów ma opinię miłego, inteligentnego człowieka, ale nie mającego formatu przywódcy jaki przypisywany jest Sarkozy'emu" - ocenił. Spytany o wyniki sondaży, które nie dają Sarkozy'emu szans na prezydenturę, oraz przyczyny porażki konserwatywnej wizji państwa, Smolar podkreślił, że "nie chodzi o klęskę jego konserwatywnej wizji, lecz klęskę konkretnej osoby". "Nie wiemy, czy w wyborach Sarkozy rzeczywiście zostanie odrzucony przez Francuzów. W pierwszej turze nadrobił straty w stosunku do Hollande'a, przegrywa zaś w istotny sposób w drugiej turze. Innymi słowy, głosy rezerwowe, czyli głosy innych kandydatów w większym stopniu przenoszą się na Hollande'a niż na Sarkozy'ego" - tłumaczył. Dopytany o błędy popełnione w czasie pierwszej kadencji, ekspert ocenił, że chodzi bardziej o sytuację związaną z kryzysem gospodarczym w Europie. "Widzimy upadek kolejnych przywódców we Włoszech, Grecji, Hiszpanii - przywódców utożsamianych z trudnymi czasami. Są oni obciążani winą i odpowiedzialnością nie tylko za to, co rzeczywiście źle uczynili, tylko ogólnie za trudne warunki, w jakich żyje społeczeństwo - tłumaczył. - Sarkozy niewątpliwie ponosi więc konsekwencje sprawowania urzędu w trudnych czasach". Zaznaczył przy tym, że prezydent kilkakrotnie zraził do siebie Francuzów, także swoim charakterem. "W pierwszym okresie od wyboru w 2007 r. Sarkozy odsunął od siebie część Francuzów nuworyszowskimi gestami: kolację w dniu wyboru w restauracji dla bardzo bogatych; następnego dnia pojechał na wypoczynek statkiem miliardera" - mówił Smolar, tłumacząc, że "pojawił się wtedy problem rozdziału władzy pieniądza od władzy politycznej". "Sarkozy stanął w złym świetle, chociaż nikt nie zarzucił mu, że urlop na łodzi wiązał się z jakimiś faworami dla tego przedsiębiorcy" - dodał. Ekspert zwrócił uwagę ponadto, że pierwszym okresie prezydentury Sarkozy koncentrował się na swoich problemach osobistych. "Jedna żona Cecilia go porzuciła, parę tygodni później znalazł sobie następną i ją poślubił. Zamiast zajmować się losami Francji, przez pół roku kraj żył jego romansowymi przygodami - zauważył. - Te wszystkie czynniki bardzo źle wpłynęły na jego opinię, po czym w zasadzie się nie podniósł". Według eksperta, dochodzi do tego częściowo niefrancuskie pochodzenie prezydenta: ojciec był Węgrem, matka Żydówką. "Francuzi nie zarzucają mu tego otwarcie, ale nie jest tak, że to nie gra roli" - ocenił. Jak dodał, obecny szef państwa jest rzadkim przypadkiem polityka, który nie przeszedł przez Grandes Ecoles, czyli presiżowe uczelnie, jak np. szkoła administracji państwowej ENA, które są nazywane kuźniami współczesnej arystokracji francuskiej. "W ENA jest kilka osób na roku; oni wszyscy się znają, wszyscy są na 'ty'. To jest rzeczywiście taka nowoczesna arystokracja. Sarkozy się z tego nie wywodzi, co przyczynia się do tego, że stosunek do niego jest ambiwalentny, często ironiczny" - mówił ekspert. Wzrost popularności Hollande'a Smolar tłumaczył tym, że ludzie głosują na alternatywę wobec rządzących, często nie dlatego, że rządzący popełniają błędy, ale ponieważ sytuacja kraju jest zła. "W związku z tym, że prawie we wszystkich krajach Europy przez wiele lat dominowała prawica, w sposób naturalny szuka się następców po lewej stronie" - powiedział. Jak zauważył, "wahnięcie w lewo" wynika z poczucia, że najbogatsi, zwłaszcza ze sfer bankowych, uzyskiwali ogromne dochody, "byli darmozjadami, którzy przyczynili się do kryzysu". Według eksperta, nastroje te trudno jednak nazwać antykapitalistycznymi. "Socjaliści przecież nie głoszą żadnej utopii socjalizmu; raczej chodzi o to, jak wyeliminować pewne warstwy, które się ujawniły w tej fazie rozwoju kapitalizmu. Socjaliści poruszają problemy przywilejów, ogromnego wzrostu nierówności społecznej we wszystkich krajach zachodnich. Ważnym kryterium jest dla nich problem sprawiedliwości" - podkreślił rozmówca PAP. Dodał, że Sarkozy jest postrzegany jako prezydent bogatych, gdyż m.in. walczył przeciwko wyższemu ich opodatkowaniu. Smolar zastrzegł, że Hollande również posługuje się pewną demagogią społeczną, zapowiadając zwiększenie do 75 proc. opodatkowanie ludzi o dochodach powyżej 1 mln euro rocznie. "Obliczono, że takich osób jest we Francji tylko 3 tysiące, więc jest to czysto symboliczny gest. Istnieje niebezpieczeństwo, że Hollande wystraszy ludzi kreatywnych, liczy zaś na miliony, które nie lubią bogatych, które uważają, że bogaci powinni płacić" - dodaje. Zwrócił również uwagę na demagogiczne wypowiedzi Sarkozy'ego w sprawie muzułmańskiego uboju rytualnego, przeciwko imigrantom, czy zapowiedź odejścia Francji od swobody przemieszczania się w ramach strefy Schengen. Te pomysły Sarkozy'ego i Hollande'a ocenił jako "elementy gry politycznej, w której próbuje zdobyć się głosy w jednym przypadku skrajnej prawicy, a w drugim skrajnej prawicy". Smolar nie daje szans przejścia do drugiej tury kandydatce skrajnie prawicowego Frontu Narodowego Marine Le Pen, centryście Francois Bayrou, ani radykalnemu lewicowemu populiście Jean-Lucowi Melanchon. Pierwsza tura wyborów odbędzie się 22 kwietnia, zaś druga - 6 maja.