Gnatowski powiedział, że Rosjanie zapewnili dobre warunki sanitarne, wyżywienie i napoje dla polskich żołnierzy, pomimo, że formalnie nie powinni oni opuszczać samolotu. Start samolotu jest uzależniony od grafiku lotów z Rostowa i nastąpi po odpoczynku pilotów - podał Gnatowski. - To już tylko kwestia czasu, żołnierze są nakarmieni, w dobrych nastrojach - dodał. Po południu polska ambasada otrzymała informację, że rosyjskie służby celne zgodziły się na wypuszczenie polskiego samolotu wojskowego, który od wczoraj stoi na lotnisku w Rostowie nad Donem. Na pokładzie An-26 są 22 osoby, załoga i oddział żołnierzy. - Otrzymaliśmy zapewnienie, że jeszcze w dniu dzisiejszym samolot będzie mógł polecieć dalej - poinformował dziś po południu zastępca attache wojskowego RP w Moskwie, ppłk Robert Zulczyk. Według ppłk. Zulczyka, celnicy nie wysunęli żadnych zastrzeżeń w sprawach formalnych, twierdzili jednak, że aby przepuścić maszynę, muszą mieć zgodę z centrali rosyjskich służb celnych w Moskwie. Mówili też, że nie zostali na czas poinformowani o przelocie przez rosyjski MSZ. - (Rosyjski) Komitet Celny obarcza odpowiedzialnością za incydent MSZ, zaś MSZ Komitet Celny - powiedział ppłk Zulczyk. Polski samolot wojskowy, który leciał na manewry do Azerbejdżanu, został wczoraj zatrzymany w Rostowie nad Donem. Co więcej, ćwiczeń, na które udawała się maszyna z 15 żołnierzami na pokładzie, nie będzie. Po międzylądowaniu w Rostowie okazało się, że polskim żołnierzom brakuje zgody rosyjskiego Głównego Urzędu Ceł na tranzyt. Reporterzy RMF dowiedzieli się tymczasem, że polski samolot leciał do Azerbejdżanu na ćwiczenia, których nie będzie. NATO zorganizowało manewry, ale potem je odwołało i - jak przyznaje jeden z rzeczników Sojuszu, Robert Pszczel - zrobiło to w ostatniej chwili. Nie do wszystkich więc ta wiadomość dotarła. Sprawą tajemniczych manewrów i przymusowego postoju zajął się reporter RMF, Jan Mikruta: