Od początku wizyty Sarkozy'emu, który prowadzi kampanię przed kwietniowo-majowymi wyborami prezydenckimi, towarzyszyły gwizdy i buczenia kilkuset młodych ludzi, wykrzykujących "Sarko - prezydentem bogatych!". Okrzyki te zagłuszyły hasła skandowane przez zwolenników szefa państwa, których zresztą zebrało się znacznie mniej. W tłumie demonstrantów widać było transparenty z portretami najgroźniejszego wyborczego rywala Sarkozy'ego, socjalisty Francois Hollande'a, jednak zdaniem jego sztabu nie atakowali oni prezydenta. Przed gniewem zebranych, w deszczu ulotek Stowarzyszenia Batera, domagającego się specjalnego statusu dla Kraju Basków, Sarkozy schronił się w kawiarni Bar du Palais. Wściekły tłum zaczął wówczas obrzucać lokal jajkami. Dopiero po godzinie przybyła na miejsce policja i umożliwiła szefowi państwa opuszczenie kawiarni - pod osłoną parasoli. Wypowiadając się dla mediów w kawiarni, Sarkozy wyraził ubolewanie z powodu "niedopuszczalnego zachowania mniejszości" i sojuszu "socjalistycznych bojowników z baskijskimi separatystami". Mówił też o "chuligańskich zachowaniach", których sprawcy muszą się pogodzić z faktem, że "prezydent Republiki porusza się po całym terytorium" kraju. Rzeczniczka Sarkozy'ego Nathalie Kosciusko-Morizet oskarżyła socjalistów o zorganizowanie "ulicznych manifestacji" przeciwko ubiegającemu się o reelekcję szefowi państwa i zaapelowała o "przestrzeganie zasad demokratycznej debaty". Odpowiedzialny za komunikację z mediami w sztabie Hollande'a, Manuel Valls, potępił "przemoc pod każdą postacią" i zapewnił, że w incydenty w Bajonnie (Bayonne) nie był zamieszany żaden socjalistyczny działacz.