Putin wygra wybory, ponieważ głosowanie będzie w jakimś stopniu sfałszowanie, a wszyscy sensowni kandydaci alternatywni zostali wyeliminowani - pisze brytyjski tygodnik. Niepewność, która powinna towarzyszyć wyborom w Rosji, przyjdzie dopiero po nich. Wydarzenia ostatnich miesięcy, masowe protesty w grudniu, których ciąg dalszy zaplanowano na dzień po wyborach prezydenckich, czyli 5 marca, dowodzą, że zaczął się początek końca autorytarnej władzy Putina - przewiduje "Economist" w dwóch artykułach poświęconych rosyjskim wyborom: "Początek końca" i "Zadzwoń wczoraj". Coraz liczniejsza rosyjska klasa średnia zaczyna uznawać tamtejszy establishment polityczny za źle zarządzaną kleptokrację. Zważywszy że podczas protestów zorganizowanych po sfałszowanych wyborach parlamentarnych na ulice Moskwy w grudniu - przy 22-stopniowym mrozie - wyszło 100 tys. ludzi, niezadowolenie tej klasy osiąga masę krytyczną, czego dowodzi fakt, że demonstracje będą kontynuowane po niedzielnych wyborach - pisze "Economist". Ponadto, choć rozczarowanie reżimem najdobitniej wyraża klasa średnia, nie tylko ta grupa jest sfrustrowana rządami Putina. Starsi, biedniejsi i mniej kosmopolityczni Rosjanie również przestają go popierać. Według brytyjskiego tygodnika fala protestów zmusiła Putina do - nietypowej dla niego - intensywnej promocji przedwyborczej, której częścią było przedstawianie licznych dramatycznych, zarówno wewnętrznych, jak i zewnętrznych zagrożeń dla Rosji i wzywanie wyborców do zmobilizowania się do wspólnej walki przeciw wrogom ojczyzny. Zagrożenia te są całkowicie wyimaginowane i stanowią retorykę przedwyborczą - podkreśla "Economist", ale realne jest ryzyko, że następuje schyłek władzy Putina. To, co zdarzy się po wyborach, w dużym stopniu zależy od samego Putina - uważa brytyjski tygodnik. - Może on zdecydować się na reformy, kanalizując presję ulicy, która się ich domaga, lub starać się tę presję stłamsić. Jego przeszłość, jak i obecna wojownicza, antyzachodnia retoryka wskazują na to, że obecny premier - przyszły prezydent zdecyduje się na represje. Tym bardziej, że "dla rosyjskich przywódców korupcja nie jest szczęśliwym efektem ubocznym posiadania władzy, lecz jądrem samego systemu" - pisze "Economist", przypominając, że w latach rządów Putina mała grupa osób wzbogaciła się "ponad najśmielsze marzenia carów" i powrót Putina na fotel prezydenta gwarantuje im ochronę interesów, reformy zaś mogłyby im zagrażać. Utrzymanie Rosji w dobrej kondycji będzie trudne. Udało się to Putinowi podczas poprzednich kadencji, ponieważ szybki wzrost gospodarczy zapewniały radykalne zwyżki cen ropy. Ropa i gaz nadal stanowią jedną trzecią rosyjskiego eksportu. Ale odkrycia złóż gazu łupkowego w wielu regionach świata powodują spadek cen gazu, a cena ropy nie podniesie się w przyszłości tak znacząco, by powstrzymać spadek wzrostu gospodarczego Rosji. Ponadto Europa - największy rynek eksportowy dla Moskwy - jest słaba i pogrążona w kłopotach finansowych. Rosja nie przyciąga inwestorów, cierpi z powodu odpływu kapitału i ucieczki najwyżej wykwalifikowanej siły roboczej - wylicza "Economist". Obietnice wyborcze Putina będzie trudno zrealizować, nawet jeśli cena ropy za baryłkę sięgnie 130 dol., co zresztą byłoby konieczne, by zrównoważyć rosyjski budżet. Nie będzie też łatwe zduszenie głosów opozycji, choćby dlatego, że z internetu korzysta już 50 proc. Rosjan, a w Moskwie - 70 proc. Trudno również będzie zamknąć usta klasie średniej, która stanowi teraz około 25 proc. populacji, przy czym w dużych miastach i wśród osób czynnych zawodowo odsetek ten jest większy. Gdy Putin po raz pierwszy został prezydentem, klasa ta stanowiła 15 proc. społeczeństwa. Teraz ta grupa coraz bardziej domaga się wiarygodnych, uczciwych instytucji politycznych. I chce wiedzieć, w jaki sposób przekazywana jest w Rosji władza - podkreśla "Economist". Niektórzy eksperci - pisze brytyjski tygodnik - uważają więc, że Rosja jest na drodze do kryzysu politycznego na pełną skalę, ponieważ Putin już teraz wini demonstrantów oraz opozycję za wszystko i prawdopodobnie chętnie poszedłby na konfrontację. Sytuacja polityczna, również w regionach i różnych grupach etnicznych, źle rokuje, a jeszcze mniej stabilnie wygląda kondycja gospodarcza kraju. Ponadto całkiem możliwy wybuch napięć na północnym Kaukazie grozi nasileniem się nacjonalizmu i zamieszkami w miastach. Wygrawszy wybory Putin nie będzie mógł utrzymać obecnego status quo wobec tak licznych symptomów nadchodzących radykalnych zmian. Perspektywy dla przyszłego przywódcy przedstawiają się ponuro - reasumuje "Economist", wróżąc schyłek władzy obecnego premiera - przyszłego prezydenta.