W wyborach do Knesetu partie rządzące obecnie - prawicowy Likud i skrajnie nacjonalistyczny Nasz Dom Izrael - startują ze wspólnej listy. Sondaże przewidują ich zwycięstwo. Dla opinii publicznej najważniejszą kwestią tych wyborów jest sytuacja społeczno-gospodarcza kraju - tak odpowiedziało 47 proc. respondentów w sondażu ośrodka Dialog dla dziennika "Haarec". Drugie miejsce zajęły negocjacje z Palestyńczykami (18 proc.), a trzecie - objęcie powszechną służbą wojskową ultraortodoksyjnych żydów. Na kwestiach społeczno-ekonomicznych skupiła się w kampanii Izraelska Partia Pracy (Awoda), która według tego samego sondażu zajmie drugie miejsce, uzyskując 17 miejsc. Pod wpływem protestów społecznych, które przetoczyły się przez kraj latem 2011 r. program tego ugrupowania przesunął się znacznie na lewo, np. Awoda zaczęła sprzeciwiać się prywatyzacji, która w Izraelu w ciągu ostatniej dekady objęła wiele gałęzi gospodarki. Szefowa partii Szeli Jachimowicz zapowiedziała, że na pewno nie wejdzie w koalicję z Netanjahu, a w kampanii wyborczej przedstawia Awodę jako "jedyną realną alternatywę" dla rządów Likudu. Członkowie Likudu na spotkaniach z wyborcami przekonują, że gospodarka ma się świetnie. Przeczą temu nie tylko nastroje społeczne, ale też deficyt, który w zeszłym roku się podwoił. Nic nie zapowiada, by premier Benjamin Netanjahu, który dotychczas realizował neoliberalny program gospodarczy, miał zmienić kierunek. Jednak z obawy, że wyborcy ukarzą go za planowane uderzające w społeczeństwo cięcia, które mają obniżyć deficyt, przesunął wybory z października na styczeń. Wyniki sondażu pokazują, że pozycja sojuszu Likud-Nasz Dom Izrael słabnie - partie mają dostać łącznie tylko 32 miejsca w 120-osobowym Knesecie. Obecnie dysponują 42 mandatami. "Żydowski szowinizm" Naftalima Benneta Głównym rywalem podbierającym głosy Likudowi jest prawicowa partia Żydowski Dom, na czele z gwiazdą tych wyborów Naftalim Bennetem. Bennet jest charyzmatyczny, mówi prostym językiem i obiecuje przywrócenie żydowskich wartości. Choć w kończącej się kadencji Żydowski Dom był najmniejszą partią, teraz może stać się trzecią siłą polityczną w parlamencie z 14 mandatami. Żydowski Dom jest postrachem zarówno lewicy, jak i liberałów, a komentatorzy nie wahają się określać jego programu mianem "żydowskiego szowinizmu" - tak pisał o nim w analizie dla magazynu "Foreign Policy" Daniel Levy, znany izraelski komentator, a niegdyś pracownik administracji premiera Ehuda Baraka. Przyjazne gesty wymieniane przez Benneta i polityków Likudu oraz ciepłe słowa Benneta o premierze Netanjahu, u którego był kiedyś szefem administracji, oznaczają, że bardzo realne jest wejście Żydowskiego Domu do koalicji z Netanjahu. Partia Benneta stałaby się wtedy prawym skrzydłem nowej koalicji. Levy w "Foreign Policy" zwrócił też uwagę, że sam Likud w ostatnich miesiącach znacznie przesunął się na prawo - w prawyborach z listy wyborczej wypadli centrowcy i liberałowie, tacy jak Dan Meridor czy Michael Eitan, a ich miejsce zajęli ludzie powiązani z radykalnym skrzydłem ruchu osadniczego na Zachodnim Brzegu Jordanu, np. Mosze Fejglin. Netanjahu zapowiedział w piątek w wywiadzie dla dziennika "Maariw", że za jego rządów nie zostanie zlikwidowane żadne osiedle. Osiedla budowane na Zachodnim Brzegu, palestyńskim terytorium okupowanym od 1967 r., są uważane przez społeczność międzynarodową za pogwałcenie IV Konwencji Genewskiej, a dla Palestyńczyków oznaczają wywłaszczenia i poszatkowanie ich terytorium. Izrael spodziewa się, że nowa koalicja, jeszcze bardziej prawicowa i niezainteresowana rozmowami z Palestyńczykami, może spotkać się z niechęcią ze strony UE i USA - wskazują komentatorzy. Dlatego też - przewidują - Netanjahu dobierze sobie centrowego partnera, którego rola może się ograniczyć do łagodzenia wizerunku radykalnie prawicowego rządu. "ObamaLeaks" Sytuacji nie poprawiają uwagi prezydenta USA Baracka Obamy, które przeciekły do prasy we wtorek. W artykule opublikowanym przez agencję Bloomberga dziennikarz Jeffrey Goldberg pisze, że według amerykańskiego prezydenta Izrael z każdym kolejnym osiedlem skazuje się na dalszą izolację, Netanjahu jest "politycznym tchórzem" i nie wie, co leży w najlepszym interesie jego kraju. Prawicowi komentatorzy izraelscy uznali ten przeciek za celową próbę wpływania na izraelskie wybory. Do roli "centrowego listka figowego" w przyszłej koalicji pretendują dwie mniejsze partie: Jesz Atid (Jest Przyszłość), której przewodzi były prezenter telewizyjny Jair Lapid, znany z apeli o separację państwa i religii oraz nowo powstała Hatnuah (Ruch), założona przez byłą minister spraw zagranicznych Cipi Liwni. Oba ugrupowania mają szanse na około 10 miejsc w Knesecie. Jesz Atid wypłynął na fali konfliktu między świecką a religijną częścią izraelskiego społeczeństwa, nawołując do równego rozłożenia obowiązków wobec państwa między obie te grupy obywateli. Wielu świeckich Izraelczyków ma pretensje do ultraortodoksyjnych żydów (haredim), że nie biorą udziału w dzieleniu się społecznym ciężarem, bo są wyłączeni z obowiązkowej służby wojskowej i wielu z nich korzysta z pomocy społecznej. Haredim są reprezentowani przez dwie partie. Sefardyjska Partia Strażników Tory (Szas), partia Żydów o bliskowschodnich korzeniach, może liczyć na 12 miejsc w Knesecie, a Zjednoczony Judaizm Tory (JH), partia haredim aszkenazyjskich, czyli o pochodzeniu europejskim - na pięć mandatów. Z Jerozolimy Ala Qandil