Operacja wiązała się z dużym ryzykiem - podkreślają australijskie media. Dodają, że szóstka ewakuowanych ciał znajdowała się pobliżu linii brzegowej i była doskonale widoczna z samolotu. Ciała dwójki innych ofiar leżą głębiej i komandosom bardzo trudno było tam dotrzeć. W komunikacie armii zaznaczono, że powodem zaprzestania ewakuacji sześciu ciał "były niedostatki specjalistycznego sprzętu". Niezwykle trudna akcja Premier Australii Marise Payne zapowiedziała, że "powrót grupy operacyjnej na Białą Wyspę nastąpi tak szybko, jak to tylko możliwe". Mimo ogromnej presji ze strony rodzin i oczekiwań opinii publicznej przeprowadzenie takiej akcji jest niezwykle trudne - podkreśla w komentarzu Reuters. Prawdopodobieństwo nieodległej, kolejnej erupcji wulkanu jest wysokie. W piątek zostało ono oszacowane przez nowozelandzką służbę geologiczną GNS Science na 60 proc. Zagrożenie wrosło w ciągu minionej doby o 10 proc. W czwartek władze podały, że liczba potwierdzonych ofiar śmiertelnych wybuchu wulkanu na Białej Wyspie w Nowej Zelandii wzrosła do ośmiu. Kilka osób nadal uważa się za zaginione, ale najprawdopodobniej one także straciły życie. Policja uściśliła dodatkowo, że w środę dwie osoby zmarły w szpitalach w Auckland i Hamilton, co oznacza, że liczba potwierdzonych zgonów wrosła do 10. W klinikach nadal pozostaje 29 poszkodowanych w czasie wybuchu wulkanu. Większość z nich ma poparzone ponad 70 proc. powierzchni ciała. Wysoka aktywność wulkanu Wulkan, który wciąż jest wysoce aktywny, wybuchł w poniedziałek, a w momencie erupcji na Białej Wyspie przebywało 47 osób, głównie z Australii (24 osoby), a także z USA (9 osób), Nowej Zelandii (5 osób), Niemiec (4 osoby), Chin (2 osoby), Wielkiej Brytanii (2) i Malezji (1 osoba). Biała Wyspa z aktywnym wulkanem jest popularną atrakcją turystyczną i celem wycieczek, mimo intensywnej emisji gazów wulkanicznych i szkodliwości środowiska w okolicy krateru. Wyspa znajduje się około 50 km od wschodniego wybrzeża Wyspy Północnej.