Jedną z czterech śmiertelnych ofiar jest terrorysta. Jak podał cytowany przez agencję Reutera przedstawiciel izraelskich służb specjalnych, zamachowiec wszedł do jednego ze sklepików, znajdujących się na tradycyjnym rynku na świeżym powietrzu w dzielnicy Hacarmel w Tel Awiwie. Po chwili terrorysta wysadził się w powietrze. Wybuch spowodował też pożar okolicznych stoisk. Policja zamknęła dostęp do tej części miasta w obawie, iż mogą się tu znajdować samochody-pułapki - pisze agencja France Presse. Wśród rannych co najmniej jedna osoba jest w stanie krytycznym. Oprócz rannych wiele osób zostało hospitalizowanych z powodu szoku. Do zamachu niemal natychmiast przyznała się radykalna organizacja palestyńska - Ludowy Front Wyzwolenia Palestyny. Zamach został potępiony przez władze Autonomii Palestyńskiej. Na razie nie wiadomo, jak liderzy Ludowego Frontu Wyzwolenia Palestyny wytłumaczą atak. Prawdopodobnie zadeklarują, że chcieli pomścić Jasera Arafata, choroba którego - ich zdaniem - została spowodowana zbyt długą izolacją w Ramalli. Jednak tak naprawdę eksplozja jest początkiem walki o władzę po odejściu ze sceny politycznej przywódcy Autonomii Palestyńskiej. Radykalne grupy palestyńskie chcą nasilić zamachy, aby wywołać zbrojną reakcję Izraela i tym samym zablokować drogę do władzy umiarkowanym politykom. Wieczorem izraelscy żołnierze zabili trzech Palestyńczyków w czasie akcji w Nablusie, na Zachodnim Brzegu Jordanu - podali świadkowie i palestyńskie źródła medyczne. Z kolei izraelskie źródła wojskowe twierdzą, że żołnierze otworzyli ogień do uzbrojonych osobników w mieście i że zabito dwóch Palestyńczyków. Trzej Palestyńczycy byli członkami Brygad Męczenników Al-Aksy, zbrojnego ugrupowania powiązanego z Al-Fatah, ruchem Jasera Arafata - podały palestyńskie źródła. Trzech innych Palestyńczyków zostało rannych.