Pierwsza silna eksplozja miała miejsce we wtorek około godz. 18 czasu lokalnego (godz. 17 w Polsce), po czym nastąpił pożar i kilka detonacji, a następnie doszło do drugiej, znacznie silniejszej eksplozji, która spowodowała ogromny dym w kształcie grzyba i praktycznie zmiotła z powierzchni ziemi port i okoliczne budynki.Media podają coraz więcej informacji o tym, dlaczego doszło do wybuchu. Wiele wskazuje na to, że jedną z przyczyn tragedii były wieloletnie zaniedbania władz portu oraz polityków. Do pożaru i późniejszej eksplozji doszło w momencie, gdy spawacze prowadzili prace w magazynie numer 12. Składowano tam prawie trzy tysiące ton niezabezpieczonych w żaden sposób azotanów amonu. Ładunek trafił do portu przypadkiem? Z ustaleń miejscowych mediów wynika, że ładunek trafił do bejruckiego portu przypadkiem. Sześć lat temu znajdował się na pokładzie statku płynącego do Mozambiku. Maszyna miała jednak awarię i zawinęła do portu w Bejrucie. Usterka była na tyle poważna, że libańskie służby nie pozwoliły okrętowi wyruszyć w dalszą drogę.Azotany zostały wyładowane do magazynu, a marynarze uciekli. Właściciel statku nie zainteresował się dalszym losem maszyny. Ostrzegano, że to "tykająca bomba" W samym Bejrucie ostrzegano, że ładunek w porcie to "tykająca bomba", ale nikt nie doprowadził do jego usunięcia. Azotany przeleżały w porcie sześć lat, aż doszło do tragedii.Gubernator Bejrutu Marwan Abbud mówił w arabskiej telewizji Al-Hadath, że straty po wtorkowej eksplozji, w wyniku której zniszczona została duża część miasta, mogą sięgać 10-15 mld dolarów.Abbud wyjaśnił, że szacunek ten obejmuje zarówno straty bezpośrednie, jak i pośrednie związane z działalnością biznesową, która w związku ze zniszczeniami może przeżywać poważny kryzys.Według gubernatora Bejrutu bez dachu nad głową pozostało do 300 tys. ludzi. W środę rząd Libanu wprowadził na dwa tygodnie stan wyjątkowy w stolicy kraju.