Według najnowszego bilansu, który jednak jest cały czas aktualizowany przez libańskie ministerstwo zdrowia, zginęło ponad sto osób, a kilka tysięcy jest rannych. Port i budynki w jego otoczeniu zostały poważnie zniszczone. Jako przyczynę podaje się pożar niebezpiecznych chemikaliów składowanych w porcie. Wybuch był tak silny, że było go słychać na Cyprze - wyspie odległej od Bejrutu o 240 km. Na to, jak potężna była eksplozja zwrócił uwagę w mediach społecznościowych Asaad Hanna, dziennikarz portalu Almonitor, zamieszczając mapę Bejrutu i okolic. Stolica Libanu ma niecałe 20 km kwadratowych powierzchni. Mieszkają w niej ponad dwa miliony ludzi, a gęstość zaludnienia wynosi ponad 24 osoby na km kw. Wybuchy dały się też słyszeć w jednym z kościołów, gdzie akurat odprawiana była msza święta - z powodu epidemii koronawirusa transmitowana w telewizji. Na nagraniu udostępnionym przez dziennikarkę Jenan Moussę, widać skalę eksplozji, jak z sufitu zaczyna wszystko spadać. Według lokalnych mediów wiele osób zostało uwięzionych pod gruzami budynków. Wybuch urwał balkony i wybił szyby w pobliskich blokach mieszkalnych. Ulice usiane są zniszczonymi samochodami i fragmentami zniszczonych konstrukcji. Prezydent Libanu Michal Aoun napisał na Twitterze, że "jest nie do przyjęcia" aby 2750 ton saletry amonowej było przechowywanych w portowym magazynie przez sześć lat bez żadnych środków zabezpieczających. Aoun zapowiedział, że osoby odpowiedzialne za tragedię "poniosą najsurowszą karę". Wcześniej Najwyższa Rada Obrony Libanu zaleciła rządowi ogłoszenie Bejrutu miastem dotkniętym katastrofą i ogłoszenie w mieście stanu wyjątkowego. Do pilnowania porządku na ulicach ma być skierowane wojsko.