Na początku października na koncie kampanii Bidena widniała kwota 177 mln dolarów. Ubiegający się o reelekcję Trump wszedł w ostatni miesiąc rywalizacji o Biały Dom z sumą prawie trzy razy niższą - 63,1 mln USD. Prezydent zaczął rok kalendarzowy ze 100 mln USD na koncie. Biden miał ok. 10 razy mniej, ale wtedy dopiero rywalizował o nominację Demokratów w prawyborach. Trump przyjął taktykę szybkiego wydawania pieniędzy. Łącznie na kampanię przeznaczył już ponad miliard dolarów, z czego znaczną część w zimie. W lutym za 10 mln dolarów kupił m.in. reklamę w trakcie przerwy finału futbolowej ligi NFL SuperBowl. Po otrzymaniu partyjnej nominacji finansowa przewaga Trumpa topniała. Między kwietniem i czerwcem Republikanin wydał na wyborczą agitację więcej od Demokraty o 30 mln dolarów. Później na czoło wysunął się Biden. W sierpniu i wrześniu na cele kampanijne przeznaczył 215 mln dolarów więcej od gospodarza Białego Domu. Przewaga Bidena w telewizyjnych spotach wyborczych Kampania Bidena nabierała rozpędu z czasem, największe wydatki zaplanowano na koniec kampanii. W trakcie epidemii mocno ograniczono wyjazdy i spotkania wyborcze kandydata. Mocno rozwinięto za to sieć wirtualnych wieców tematycznych z udziałem celebrytów, sportowców czy polityków Partii Demokratycznej. Przewaga finansowa byłego wiceprezydenta USA widoczna jest głównie w telewizyjnych spotach wyborczych. W wahających się stanach ma ich nawet do trzech razy więcej niż jego konkurent. - Te liczby mówią same za siebie (...). Pokazują, kto ma energię, wsparcie na poziomie lokalnym oraz nabiera rozpędu - twierdzi członek Krajowego Komitetu Demokratów (DNC) Robert Zimmerman. - Fakty są takie, że król jest nagi i nie ma budżetu - dodaje, wskazując na Trumpa. Republikanie podkreślają, że w kampanii liczą się nie tylko fundusze. - Hillary Clinton pokazała, wydając dwa razy więcej niż my, że żadne pieniądze nie mogą kupić prezydentury - wyborcy muszą wykazać się entuzjazmem w głosowaniu, a to dzieje się tylko w przypadku prezydenta Trumpa - uważa rzeczniczka jego sztabu wyborczego Samantha Zager. W rywalizacji o Biały Dom GOP postawiła w tym roku na bezpośredni kontakt z wyborcą. W kampanii Republikanie zapukali do drzwi lub zadzwonili do ponad 150 mln Amerykanów, bijąc poprzedni rekord Baracka Obamy z 2012 roku. Pomaga w tym armia ponad 2,5 mln wolontariuszy. Komentarze po debacie Prezydent Donald Trump w debacie z kandydatem Demokratów Joe Bidenem unikał kontrowersji i wypadł dobrze, ale to może być dla niego za późno - pisze na portalu "Politico po telewizyjnym starciu polityków David Sidres. "Gdyby Donald Trump debatował trzy tygodnie temu tak jak w czwartek, to mógłby być w innym miejscu" - ocenia Sidres. Publicysta "Politico" odnosi się w ten sposób do sondaży, które wskazują, że faworytem zaplanowanych na 3 listopada wyborów prezydenckich pozostaje Biden. Po pierwszym telewizyjnym starciu rywali o Biały Dom z 29 września notowania prezydenta w większości badań spadły. Pojedynek oceniany był jako wyjątkowo chaotyczny oraz brutalny. Siders uważa, że Trump w czwartkowy wieczór wypadł lepiej niż ponad trzy tygodnie w Cleveland. Zdaniem publicysty "Politico" ubiegający się o drugą kadencję polityk w Nashville "przekonująco bronił" odpowiedzi państwa na epidemię koronawirusa. "Ale nie ma wygranego w tej debacie - nie na 12 dni przed wyborami, w których głos oddało 47 milionów osób, a liczba osób którzy twierdzą, że są niezdecydowani równa się mniej więcej tej, którzy kłamią" - ocenia dziennikarz. Do piątkowego popołudnia liczba Amerykanów, którzy zwrócili wyborcze karty we wczesnym głosowaniu przekroczyła już 52,4 mln. Stanowi to 38,1 proc. końcowej frekwencji wyborczej w 2016 roku. Zapowiada to prawdopodobnie rekordową frekwencję w tym roku. Z Waszyngtonu Mateusz Obremski