Do piątku w Teksasie w przedterminowym głosowaniu wziąć udział można było w lokalach wyborczych lub przez wrzucenie pakietu wyborczego do specjalnych skrzynek. Zainteresowanie było rekordowe, w wielu miejscach tworzyły się kolejki. W hrabstwie Harris, które obejmuje m.in. miasto Houston, ponad 125 tys. wyborców zdecydowało się oddać głos w przygotowanych na czas epidemii lokalach drive-through. Po weryfikacji danych przez pracownika w największym hrabstwie w stanie uczyniło tak ponad 125 tys. osób, czyli blisko 10 proc. z łącznej dotychczasowej frekwencji. Trzech lokalnych działaczy Partii Republikańskiej złożyło jednak w piątek 30 października wniosek do sądu o unieważnienie oddanych w ten sposób głosów. Ich zdaniem jest on sprzeczny z prawem Teksasu oraz amerykańską konstytucją. Jeśli sąd zadecyduje we wtorek o nieważności oddanych w tej formie głosów, to wyborcy z punktów drive-through będą musieli ponownie udać się do lokalu wyborczego, by ich głosy zostały zliczone. Wielu z nich - jak zauważa lokalna prasa - może jednak tego nie wiedzieć. Wcześniej władze utrzymywały, że lokale drive-through są zgodne z prawem. To oraz fakt, że władze stanowe pozwoliły na jedynie jedną skrzynkę wyborczą na całe hrabstwo, budzi oburzenie teksańskich Demokratów. Przed czterema laty opowiedziało się one za Demokratką Hillary Clinton, która pokonała tu Republikanina Donalda Trumpa 54 do 41,6 proc. W Teksasie w tym roku odnotowywana jest rekordowa frekwencja. W głosowaniu wczesnym już udział wzięło więcej osób niż oddało głos w wyborach w 2016 roku. Szczególnie duże przyrosty frekwencji odnotowywane są na przedmieściach dużych miast. Partia Demokratyczna liczy, że to zjawisko oraz rosnąca społeczność latynoska (w większości sympatyzująca z tym ugrupowaniem), pozwoli odbić ten tradycyjnie republikański stan z 34 głosami elektorskimi. Faworytem większości sondaży pozostaje jednak ubiegający się o drugą kadencję Donald Trump. Z Waszyngtonu Mateusz Obremski