Po podliczeniu 67 proc. głosów prowadzi kandydat Partii Republikańskiej George W. Bush, którego poparło 49 proc. wyborców. Jego rywal z Partii Demokratycznej, wiceprezydent Albert Gore uzyskał 48 proc. głosów. Zgodnie z przewidywaniami prezydencki wyścig do Białego Domu jest bardzo wyrównany. Al Gore dopisuje do swego konta Kalifornię. Demokrata zdobył tam kluczowe 54 głosy elektorskie w wyścigu do stanowiska prezydenta USA. Gore zwyciężył również na Hawajach. Z kolei Republikanin - George W. Bush zdobył Kolorado i Nevadę. W tej chwili Bush prowadzi 240 do 231. By zostać prezydentem trzeba zapewnić sobie poparcie 270 elektorów. Amerykańskie wybory określane są przez komentatorów najbardziej zaciętymi od kilkudziesięciu lat. Do ostatniej chwili z sondaży nie wynikało, kto zostanie przywódcą najpotężniejszego państwa świata. George W. Bush miał niewielką przewagę, ale to mniej więcej tyle, ile wynosi błąd statystyczny. Według ostatniego sondażu Gallupa, George Bush miał dwupunktową przewagę nad swym rywalem: 48 do 46. Z kolei z ostatniego sondażu Reutersa i MSNBC, zakończonego w poniedziałek o 21.00, Bush utracił jednopunktową przewagę, jaką miał nad Gore'em w ciągu kilku poprzednich dni i że wiceprezydent wyprzedził gubernatora Teksasu o dwa punkty procentowe. Inne sondaże dawały jednak nadal 2-3-procentową przewagę Bushowi. W tym roku do urn stawiła się rekordowa liczba osób - szacuje się, że frekwencja może być większa niż 50 procent. Być może stało się tak dlatego, że oba komitety wyborcze wykonały bezprecedensową pracę by zachęcić swych sympatyków do głosowania. Reupblikanie przyznali, że wysłali ponad 100 milionów listów do potencjalnych wyborców, odbyli też ponad 60 milionów rozmów telefonicznych. Oblicza się, że każdy głos w tej kampanii kosztował 30 dolarów. Prezydenta USA wybierano także w Warszawie. Goście zaproszeni przez ambasadę amerykańską na wyborczy wieczór do hotelu Marriott mieli okazję, bez względu na posiadane obywatelstwo, nieoficjalnie oddać swój głos w amerykańskich wyborach prezydenckich. Minimalnie wygrał George W. Bush: 339 do 327 głosów oddanych na Alberta Gore'a. Tymczasem w odbywających się równolegle z prezydenckimi - wyborach parlamentarnych Hillary Clinton zdobyła mandat do Senatu USA, pokonując we wczorajszych wyborach w stanie Nowy York kandydata Partii Republikańskiej, Ricka Lazio. Pani Clinton jest pierwszą w dziejach Stanów Zjednoczonych żoną urzędującego prezydenta, która została wybrana na urząd publiczny. Według informacji podanych przez sieci telewizyjne, Hillary Clinton zdobyła 58 procent głosów, podczas gdy jej rywal - 41 procent. Hillary Clinton i Rick Lazio wydali na kampanię wyborczą łącznie około 50 milionów dolarów. Sukces pani Clinton otwiera jej drogę do kariery politycznej. W USA uważa się powszechnie, że ambicje polityczne Pierwszej Damy nie kończą się na mandacie senatora i że za cztery lub osiem lat zgłosi ona swoją kandydaturę na prezydenta z ramienia Partii Demokratycznej. Partia Republikańska utrzymała większość w Izbie Reprezentantów - poinformowały sieci telewizyjne CBS i CNN. Republikanie kontrolują izbę niższą Kongresu USA nieprzerwanie od 1994 roku. Wybory do niej odbywają się co dwa lata. W poprzedniej dysponowali 222 mandatami. Partia Demokratyczna miała 209. Dwa miejsca zajmowali kandydaci niezależni, a kolejne dwa były nieobsadzone z powodu śmierci kongresmenów. W wyniku wtorkowych wyborów Partia Republikańska utrzymała również większość w Senacie.