Według nieoficjalnych wciąż rezultatów, które najpewniej już się nie zmienią, AKP otrzymała 49,4 proc. głosów, co przekłada się na 316 mandatów w liczącym 550 miejsc parlamencie. Ostateczne wyniki zostaną podane w ciągu 11-12 dni - poinformował wieczorem szef Najwyższej Komisji Wyborczej Turcji Sadi Guven. Na główne ugrupowanie opozycyjne, socjaldemokratyczną Partię Ludowo-Republikańską (CHP) głos oddało 25,4 proc. wyborców (134 mandaty). W porównaniu z czerwcowymi wyborami straciły prawicowa Nacjonalistyczna Partia Działania (MHP), uzyskując 12 proc. (41 mandatów; w poprzednich wyborach 16 proc.), a także prokurdyjska, lewicowa Ludowa Partia Demokratyczna (HDP), otrzymując 10,6 proc. (59 mandatów; ponad 13 proc.). Premier Ahmet Davutoglu mówił wieczorem na wiecu w mieście Konya w środkowej Turcji, że "niedziela jest dniem zwycięstwa i należy do narodu". Wezwał kraj do jedności, podkreślając, że "dzisiaj nikt nie powinien się czuć przegrany". W Stambule na główną ulicę Istiklal wylegli rozradowani zwolennicy AKP. "Bardzo się cieszę ze zwycięstwa naszej partii. To samo czują wszyscy moi koledzy" - powiedział PAP młody sprzedawca. Obecny wynik jest dla AKP swego rodzaju rewanżem za wybory z 7 czerwca, gdy partia zdobyła 40,9 proc. głosów, tracąc absolutną większość po raz pierwszy od 13 lat - zwracają uwagę komentatorzy w Turcji. Według wielu analityków prezydent Recep Tayyip Erdogan pozwolił, by rozmowy na temat utworzenia ewentualnego rządu koalicyjnego przedłużały się, aż upłynął termin sformowania gabinetu i trzeba było zgodnie z prawem rozpisać nowe wybory. Czas od czerwcowych wyborów upływał na targach koalicyjnych AKP z trzema partiami opozycyjnymi: CHP, HDP i MHP, co doprowadziło do swego rodzaju klinczu politycznego. Powstał co prawda rząd tymczasowy Ahmeta Davutoglu, ale do niedzielnego głosowania retoryka władz skupiała się na "braku stabilizacji politycznej" z powodu utraty większości w parlamencie. Według ekspertów właśnie przez to wyborcy w niedzielę powrócili do AKP i powierzyli jej mandat do stworzenia jednopartyjnego rządu. Oddając głos w rodzinnym Stambule, Erdogan mówił, że wybory są "ważne ze względu na niepewny wynik głosowania z 7 czerwca". "Jest oczywiste, jak wiele znaczy stabilizacja dla naszego kraju" - wskazał. Kolejną niespodzianką wyborów okazał się słabszy wynik HDP, która w czerwcu po raz pierwszy dostała się do parlamentu, przekroczywszy wysoki 10-procentowy próg wyborczy. Jeśli HDP utrzyma wynik 10,6 proc., to ledwo przekroczy próg, zdobywając 59 deputowanych - wskazują komentatorzy. Jeśli go nie przekroczy, oddane na nią głosy zgodnie z ordynacją otrzyma partia z najlepszym wynikiem. AKP może wówczas uzyskać nawet większość kwalifikowaną (367 mandatów), potrzebną do zmiany konstytucji; chce tego Erdogan, by móc wprowadzić system prezydencki. Współprzewodnicząca HDP Figen Yuksekdag powiedziała na konferencji prasowej w Ankarze, że wyborczy wynik jej ugrupowania w niedzielę to skutek celowej polityki polaryzowania społeczeństwa przez prezydenta. Zapowiedziała, że HDP przeanalizuje spadek poparcia od czerwcowych wyborów. Zaznaczyła, że przekroczenie progu wyborczego jest mimo wszystko sukcesem. W małej restauracji przy jednej z bocznych ulic Stambułu zebrało się kilku zwolenników HDP. "Miało nas być więcej, tak jak w czerwcu. Mieliśmy razem świętować. Ale gdy moi przyjaciele zobaczyli wyniki, postanowili wrócić do domu" - mówi PAP 28-letnia Selda Bektas, dodając, że też jest bardzo rozczarowana. "Właśnie rozmawiałam z moim chłopakiem przez telefon i mówiliśmy, że będziemy musieli chyba wyjechać z Turcji. Na naszych oczach nasz świat wali się w gruzy. Boimy się, że wkrótce nie zostanie tu już nic, z czym będziemy się mogli identyfikować" - podkreśla. Internautka Aysenur pisze, że "wolałaby jednopartyjny rząd, ale nie AKP". "Byłabym szczęśliwa, gdyby MHP rządziła sama" - dodaje. "Głosowałem i zawsze będę głosował na HDP, ponieważ jest jedną z partii, które mogą przynieść Turcji pokój" - pisze 20-letni Onder, pochodzący - jak zaznacza - z północnego Kurdystanu. Ugur pisze z kolei, że "we wcześniejszych wyborach głosował na MHP, ale teraz poparł AKP z powodu braku stabilności". "Myślę, że jeśli w Turcji będzie system prezydencki, nastąpi też odprężenie. MHP mówi, że jest nacjonalistyczna, myśli o państwie. Ale nie można uprawiać polityki, mówiąc wszystkiemu nie (w rozmowach koalicyjnych po wyborach 7 czerwca - PAP)" - podkreśla. Z Ankary Karolina Cygonek, ze Stambułu Agnieszka Rakoczy Czytaj także: Wybory w Turcji. Starcia z policją