Od 10 lat Meklemburgią-Pomorzem Przednim rządzi koalicja socjaldemokratów (SPD) i chrześcijańskich demokratów (CDU). Jeden z najsłabszych pod względem gospodarczym niemieckich landów odnotował w ostatnich latach spore sukcesy dzięki rozwojowi turystyki oraz rosnącemu eksportowi. Problemem pozostaje stosunkowo wysokie jak na warunki niemieckie bezrobocie - stopa bezrobocia w sierpniu wynosiła 9 proc. przy średniej krajowej 6,1 proc. Mieszkańcom tej części Niemiec daje się też we znaki trwająca od zjednoczenia kraju migracja do bardziej uprzemysłowionych i bogatszych landów zachodnich. "Land rozwija się dobrze" - powtarza premier Erwin Sellering (SPD). "W kwestiach dotyczących spraw regionalnych mamy poparcie wyborców" - dodaje socjaldemokrata. Jego koalicyjny partner, szef MSW Lorenz Caffier ubolewa nad tym, że w kampanii wyborczej dominowały emocje zamiast argumentów merytorycznych. "Wszystko kręci się wokół problemu uchodźców" - przyznaje polityk CDU. SPD i CDU, które pięć lat temu zdobyły 35,6 i 23 proc. głosów i w obecnym parlamencie dysponują większością 45 na 71 miejsc, muszą liczyć się z utratą głosów. Ostatni, opublikowany na trzy dni przed wyborami sondaż instytutu Forschungsgruppe Wahlen daje SPD 28 proc. a CDU 22 proc. W o dzień wcześniejszym sondażu INSA poparcie dla chadeków spadło do 20 proc. Mniej niż w 2011 roku dostaną też zapewne Lewica i Zieloni. Alternatywa dla Niemiec prorosyjska i antyislamska Czarnym koniem tych wyborów może okazać się natomiast Alternatywa dla Niemiec (AfD). Istniejące dopiero od trzech lat prawicowe eurosceptyczne ugrupowanie może liczyć - jeśli wierzyć sondażom - na ponad 20 proc. Berliński politolog Hajo Funke powiedział PAP, że prawicowe ugrupowanie może w rzeczywistości uzyskać jeszcze lepszy, sięgający nawet 30 proc. wynik. Jego zdaniem część sympatyków AfD nie ujawnia swoich rzeczywistych preferencji, a ankieterzy docierają tylko do osób posiadających telefon stacjonarny. "Głównym tematem kampanii przedwyborczej jest problem uchodźczy, chociaż odsetek imigrantów mieszkających w tym landzie nie przekracza jednego procenta" - tłumaczy naukowiec z Wolnego Uniwersytetu (FU) w Berlinie. Prawicowa AfD upatruje w islamie główne zagrożenie dla Niemiec i domaga się zamknięcia granic dla imigrantów z krajów muzułmańskich oraz dymisji kanclerz Angeli Merkel jako osoby odpowiedzialnej za politykę migracyjną. Wśród obietnic składanych przez tę partię wyborcom na pierwszym miejscu znajduje się poprawa bezpieczeństwa. AfD chce też jak najszybszego odwołania sankcji wobec Rosji. Jedynka na listach AfD, były prezenter radiowy Leif-Erik Holm zapowiedział, że pod jego kierownictwem partia nie przyłączy się do bojkotu skrajnie prawicowej neonazistowskiej NPD w parlamencie regionalnym w Schwerinie. W landtagu zasiada obecnie trzech deputowanych NPD. Nie wiadomo, czy neonaziści zdobędą ponownie mandaty. Z sondaży wynika, że raczej nie przekroczą progu wyborczego. Według Funkego trzon elektoratu AfD stanowią bezrobotni mężczyźni "wściekli" na rządzące obecnie partie i rozczarowani do całego systemu politycznego zjednoczonych Niemiec. "Wielu z nich myśli w kategoriach etnocentrycznych i odrzuca obcych" - tłumaczy politolog. Jego zdaniem za radykalne nastroje protestu współwinę ponoszą SPD i CDU, które realizując program zaciskania pasa doprowadziły do likwidacji infrastruktury - szkół, szpitali, żłobków, placówek administracji - w części landu. "Policzek" dla Angeli Merkel W połowie marca AfD odniosła duży sukces w lokalnych wyborach w Badenii-Wirtembergii, Nadrenii-Palatynacie i Saksonii-Anhalcie, wchodząc do parlamentów tych trzech landów. W ogólnokrajowych sondażach AfD cieszy się poparciem ponad 10 proc. wyborców, co plasuje ją na czwartym miejscu w Niemczech po CDU/CSU, SPD i Zielonych. Według ekspertów partia ta ma duże szanse na wejście do Bundestagu w przyszłorocznych wyborach parlamentarnych. Sukces AfD w Meklemburgii-Pomorzu Przednim przy równoczesnym słabym wyniku CDU będzie uznane za "policzek" dla Merkel, która na terenie tego landu ma swój okręg wyborczy. Jeżeli sytuacja powtórzy się dwa tygodnie później w wyborach w Berlinie, będzie to poważne ostrzeżenie dla szefowej rządu. W rozmowie z PAP Funke zaznaczył, że wybory w tych landach nie są na tyle ważne, by skłonić Merkel do zmiany polityki migracyjnej, czy wręcz do dymisji. "Merkel ma nerwy ze stali i jest przekonana, że ma rację" - ocenia politolog. Lokale wyborcze czynne są od godz. 8 do godz. 18. Wkrótce po ich zamknięciu poznamy pierwsze wyniki oparte na sondażach exit polls. Z Berlina Jacek Lepiarz