Z danych szacunkowych, aktualizowanych sukcesywnie po obliczeniu kolejnych partii głosów przez stacje telewizji publicznej ARD i ZDF, wynika, że AfD zdobyła od 21,1 do 21,9 proc. głosów. Współrządząca w tym landzie CDU uzyskała natomiast wynik poniżej 20 proc. - od 19,0 do 19,8 proc. Istniejąca dopiero od trzech lat AfD po raz pierwszy zdystansowała partię kanclerz Angeli Merkel i to w kraju związkowym, w którym znajduje się jej okręg wyborczy do Bundestagu. Z powyborczych analiz postaw wyborców wynika, że dobry wynik ugrupowania, które domaga się zamknięcia granic dla imigrantów i uważa islam za największe zagrożenie dla Europy, jest wyrazem protestu przeciwko liberalnej polityce migracyjnej Merkel. Komentatorzy są zgodni w ocenie, że wyniki głosowania w Meklemburgii-Pomorzu Przednim są poważnym ostrzeżeniem dla szefowej rządu na rok przed wyborami do Bundestagu. Komentatorka ARD Tina Hassel uznała wyniki wyborów za "upokorzenie dla CDU" i "polityczne trzęsienie ziemi", które "wstrząśnie chadecką partią". ZDF mówi o "rozliczeniu" z polityką Merkel i "policzku" dla niemieckiej kanclerz dodając, że kontynuowanie dotychczasowej polityki jest niemożliwe. "Zdaniem wyborców Merkel jest osobiście odpowiedzialna za otwarcie granicy" - powiedział politolog Hans Korte. Leif-Erik Holm, kandydat startujący z pierwszego miejsca na liście wyborczej AfD w Meklemburgii, powiedział po ogłoszeniu wyników, że "ten dzień jest być może początkiem końca Merkel jako niemieckiej kanclerz". Przebywająca na szczycie G20 w Chinach Merkel zapowiedziała, że jeszcze przed powrotem do Niemiec wypowie się na temat powyborczej sytuacji. Komentatorzy zwracają uwagę, że jest to złamanie zasady, iż szefowa rządu nie wypowiada się za granicą na tematy krajowe, co może świadczyć o powadze sytuacji. Najsilniejszą partią w Meklemburgii-Pomorzu Przednim pozostała mimo strat SPD z 30 proc. - to pięć punktów procentowych mniej niż w poprzednich wyborach. SPD i CDU będą dysponować łącznie 40-42 mandatami w liczącym 71 miejsc landtagu, co pozwoli im na kontynuowanie wspólnych rządów. Obie partie rządzą landem od 10 lat. Premierem pozostanie zapewne socjaldemokrata Erwin Sellering. Porażkę poniosła Lewica, zdobywając 12,5 proc., czyli niemal 6 punktów procentowych mniej niż pięć lat temu. Nie wiadomo, czy do parlamentu wejdą Zieloni, którzy osiągnęli wynik w granicach 5-procentowego progu wyborczego. Do landtagu w Schwerinie nie wejdzie z pewnością neonazistowska NPD, która miała ostatnio trzech posłów. Poza parlamentem pozostanie też liberalna FDP. Meklemburgia jest dziewiątym landem, w którym istniejąca dopiero od trzech lat AfD zdobyła miejsca w regionalnym parlamencie. Eksperci uważają, że antyislamskie ugrupowanie wejdzie do Bundestagu po wyborach na jesieni przyszłego roku. Prawicowe ugrupowanie domaga się natychmiastowego zamknięcia granic dla imigrantów z krajów muzułmańskich. "Walczymy o to, by Niemcy pozostały krajem Niemców" - mówił Holm w kampanii wyborczej. Partia uznaje islam za zagrożenie dla Niemiec i domaga się dymisji kanclerz Angeli Merkel jako osoby odpowiedzialnej za politykę imigracyjną. Z analizy głosów wynika, że AfD zawdzięcza dobry wynik przede wszystkim zmobilizowaniu ponad 60 tys. osób, które dotychczas nie brały udziału w wyborach. 23 tys. wyborców przeszło do AfD z CDU, tłumacząc to sprzeciwem wobec polityki uchodźczej. Straty na rzecz AfD poniosły też SPD i Lewica. Wynik wyborów w Meklemburgii traktowany jest przez analityków jako referendum w sprawie polityki migracyjnej rządu. Z sondażu wynika, że 75 proc. wyborców chciało w ten sposób pokazać rządowi "żółtą kartkę". Leżący na północnym wschodzie Niemiec, przy granicy z Polską, kraj związkowy Meklemburgia-Pomorze Przednie należy do najbiedniejszych landów niemieckich, jednak ostatnio rozwijał się w dobrym kierunku dzięki turystyce i eksportowi. Sondaże wskazywały, że większość mieszkańców jest zadowolona z sytuacji ekonomicznej i z pracy rządu. "W tych wyborach argumenty merytoryczne nie odgrywały żadnej roli" - mówił rozgoryczony szef CDU w Meklemburgii Lorenz Caffier. "Zdecydowały emocje, a przede wszystkim sprzeciw wobec polityki migracyjnej rządu w Berlinie" - tłumaczył chadek, który w koalicyjnym rządzie kieruje resortem spraw wewnętrznych. W zeszłym roku do Niemiec przyjechało ponad milion imigrantów z zamiarem ubiegania się o status azylanta bądź uchodźcy. Do liczącej 1,6 mln mieszkańców Meklemburgii trafiło zaledwie kilka tysięcy obcokrajowców. Z Berlina Jacek Lepiarz