Liberałowie z koalicji ponad 56 partii, stworzonej przez ekonomistę oraz premiera rządu tymczasowego w trakcie zeszłorocznej rewolucji Mahmuda Dżibrila zdobyli 39 miejsc z puli 80 miejsc przeznaczonych dla ugrupowań politycznych, a organizacja Bractwa Muzułmańskiego czyli Partia Sprawiedliwości i Rozwoju - 17 miejsc. Frekwencja wyniosła 62 proc. Do Konstytuanty wejdzie również trzech przedstawicieli Frontu Narodowego, kierowanego przez legendę opozycji Mohameda Magariafa oraz dwóch kandydatów Narodowej Partii Środka byłego ministra ropy i finansów Alego Tarhuniego, który w przeszłości należał do koalicji Dżibrila i zapewne będzie jego sprzymierzeńcem. Dwa miejsca udało się uzyskać ugrupowaniu lokalnemu z Misraty oraz mało znanej Partii na rzecz Demokracji i Rozwoju. Piętnaście małych lokalnych ugrupowań otrzymało po jednym mandacie. Dużym zaskoczeniem była porażka partii Hizb El-Watan, której jednym z liderów jest Abdulhakim Belhadż, nie zdobyła ona bowiem ani jednego miejsca w Konstytuancie. Premier Abd ar-Rahim al-Kib pogratulował członkom Państwowej Komisji Wyborczej. W rozmowie z PAP powiedział o wyborach: "Jestem bardzo szczęśliwy, to jest duży krok na przód. Myślę, że należy świętować ten moment. Nie widziałem wcześniej tak radosnych Libijczyków jak w tej chwili". U układzie sił w 200-miejscowej Konstytuancie zdecydują kandydaci niezależni, dla których przewidziano 120 miejsc. O nich zaczęły już zabiegać partie polityczne. Ideą formuły wyborczej, która stanowi połączenie systemu większościowego oraz proporcjonalnego było, jak komentują przedstawiciele Państwowej Komisji Wyborczej, niedopuszczenie do uzyskania zdecydowanej większości w Konstytuancie przez jakiekolwiek z dużych ugrupowań politycznych. Prof. Dirk Vandewalle, znawca Libii i Afryki Północnej, zapytany o źródło popularności Dżibrila wskazał na trzy podstawowe elementy. "Ludzie mu ufają pomimo powiązań i wcześniejszej współpracy z synem Kadafiego, Saifem; jest wykształconym na Zachodzie ekonomistą i reprezentuje liberalną filozofię polityczną, a jego ugrupowanie jest świetnie zorganizowane" - powiedział. Zwrócił też uwagę, że Libijczycy mieli duży problem z Belhadżem. "Nikt do końca nie uwierzył w jego nagłą przemianę z islamisty w demokratę". Wskazał jednak, że walka tak naprawdę dopiero się zaczyna i należy bliżej przyjrzeć się kandydatom niezależnym, aby zobaczyć, która siła polityczna w ostatecznym rozrachunku będzie miała przewagę. Partia Bractwa Muzułmańskiego przekonuje, że wielu kandydatów indywidualnych to tak naprawdę ich ludzie. Nieoficjalnie Bractwo mówi, że oczekuje około 100 miejsc. Oficjalne wyniki mogą jeszcze ulec drobnym korektom, bowiem we wtorek rozpoczął się czternastodniowy okres, w którym obywatele mogą wnosić skargi. Jak zadeklarował szef Państwowej Komisji Wyborczej, po zakończeniu tego okresu rozpocznie się przekazywanie uprawnień Narodowej Radzie Libijskiej nowej Konstytuancie. Vandewalle podkreślił, że "w kraju, gdzie ostatnie wybory parlamentarne odbyły się w 1964 r., a preferencje polityczne obywateli dopiero powoli się kształtują, dobry wynik ugrupowania liberalnego pokazuje, w którym kierunku chce rozwijać się Libia". Wybory do libijskiego parlamentu były monitorowane przez międzynarodowych obserwatorów i zostały bardzo pozytywnie ocenione.