"W kampanii wyborczej apelowałem o utworzenie prawicowego rządu, ale z żalem stwierdzam, że - jak pokazują wyniki wyborów - będzie to niemożliwe" - powiedział Netanjahu. "Nie ma innego wyjścia niż utworzyć szeroki rząd jedności, złożony ze wszystkich partii, dla których ważne jest państwo Izrael" - dodał. Następnie, zwracając się bezpośrednio do Gantza, podkreślił: "Benny, musimy sformować rząd szerokiej jedności, choćby dziś. Naród oczekuje od nas obu, byśmy wykazali się odpowiedzialnością i dążyli do współpracy". Nie sprecyzował, kto jego zdaniem miałby stać na czele koalicyjnego rządu. W środę wieczorem Netanjahu spotkał się z przywódcami mniejszych partii prawicowych i religijnych oraz przedstawił się jako rzecznik tego bloku. Rzecznik Gantza na razie nie udzielił odpowiedzi na - jak pisze Reuters - niespodziewane wezwanie szefa rządu. Jego biuro przekazało, że o godz. 13 wystąpi na konferencji prasowej. W środę szef centrolewicowej koalicji Niebiesko-Biali wyraził nadzieję na "dobry, pożądany rząd jedności", jednocześnie wykluczył jednak udział w koalicji, na czele której - według wersji cytowanej przez dpa - stałby Netanjahu, a według wersji przytaczanej przez agencję Reutera - koalicji, którą kierowałaby jego partia Likud. Jako powód wskazał ciążące nad Netanjahu zarzuty korupcyjne. Szef rządu twierdzi, że jest niewinny. Nadal trwa liczenie głosów po wtorkowych wyborach do Knesetu i wygląda na to, że żaden z głównych obozów politycznych nie zdobędzie samodzielnej większości i będzie zmuszony do budowania koalicji. Agencja dpa podaje w czwartek za izraelskim portalem informacyjnym ynet, że po przeliczeniu prawie wszystkich głosów Niebiesko-Biali mogą liczyć na 33 mandaty, a Likud na 31. Z kolei obóz centrolewicowy z Niebiesko-Białymi mógłby liczyć na 57 mandatów, a prawicowo-religijny z Likudem - na 55. Trzecią siłą polityczną będzie Zjednoczona Lista Arabska z 13 mandatami. Kneset liczy 120 miejsc.