W ciągu tygodnia liberalny socjaldemokrata Emmanuel Macron stracił cztery punkty przewagi. Teraz - według sondaży przeprowadzonych dla tygodnika Le Point - 59 procent ankietowanych deklaruje zamiar głosowania na niego, 41 procent - na Marine Le Pen. To rezultat energicznej i agresywnej kampanii liderki Frontu Narodowego, przede wszystkim wśród robotników, rolników i rybaków. W tych kręgach jej antyeuropejskie hasła spotykają się z życzliwym przyjęciem. Marine Le Pen sięgnęła po kolejne rezerwy apelując do elektoratu skrajnej lewicy - partii przegranego w pierwszej turze Jean-Luca Melenchon - by wyborcy tej strony sceny politycznej uniemożliwili Emannuelowi Macronowi zwycięstwo w drugiej turze. Podkreśliła, że Macron głosi opinie przeciwne ich poglądom i że nie wolno mu oddać rządów we Francji, bo to byłoby zbyt niebezpieczne dla kraju, który wymaga zmian. Stwierdziła też retorycznie, że przecież skrajna lewica nie może popierać byłego bankiera Macrona. To nie jest apel liderki Frontu Narodowego o poparcie, lecz o wstrzymanie się od głosu, ponieważ niska frekwencja będzie na korzyść Marine Le Pen. Według komentatorów, skrajne ugrupowania lewicy i prawicy łączy wątek wrogości wobec Unii Europejskiej i wspólnej waluty euro.