CKW Mołdawii na swojej stronie internetowej na bieżąco publikuje przebieg liczenia głosów. Wynik Sandu powinien się poprawić, bo na końcu liczone są głosy z komisji za granicą - w I turze to głosy diaspory na Zachodzie przesądziły o zwycięstwie byłej premier. W niedzielę w Mołdawii odbyła się II tura wyborów prezydenckich, w której Sandu zmierzyła się z prorosyjskim prezydentem Igorem Dodonem. Wybory odbyły się przy wysokiej frekwencji (52,59 proc.) i rekordowej mobilizacji diaspory - za granicą zagłosowało ponad 250 tys. osób (w pierwszej turze - ok. 150 tys., co też było rekordem). W związku z dużą liczbą głosujących w co najmniej trzech komisjach za granicą - w Montrealu, Londynie i Frankfurcie zabrakło kart do głosowania. Ponadto we Frankfurcie na pewien czas głosowanie przerwano z powodu fałszywej informacji o bombie. CKW poinformowała również o dwukrotnie większej niż w I turze aktywności obywateli mołdawskich, mieszkających na terenie separatystycznego Naddniestrza. Również w Rosji zagłosowało więcej Mołdawian niż w I turze. - Chcę podziękować wszystkim, którzy zagłosowali. W tej kampanii walczyliśmy przeciwko kłamstwu, korupcji i dalszemu rozkradaniu państwa. Nie udało im się skłócić nas ze sobą - powiedziała po zakończeniu głosowania Sandu, dziękując wyborcom "za każdy głos". Z kolei Dodon oświadczył: - Wygrywamy w kraju z dużą przewagą. Jego zdaniem prowadzenie w głosowaniu na terytorium Mołdawii może przeważyć głosy diaspory. Była premier zapowiadała walkę z korupcją i zbliżenie z Zachodem. Dodon, który jest nieformalnym liderem mołdawskich socjalistów, reklamował swoją kandydaturę jako "wybór stabilności". Polityk ten prowadził politykę zorientowaną na bliskie relacje z Rosją. W I turze wyborów 1 listopada Sandu zdobyła 36,1 proc. głosów, a Dodon - 32,6 proc. Justyna Prus