Jak relacjonuje z Teheranu specjalny wysłannik Polskiego Radia Wojciech Cegielski - jedyny polski dziennikarz, który obserwuje wybory w Iranie - wczoraj do późnych godzin nocnych na ulicach Teheranu trwała kampania wyborcza. Wiele osób jeździło samochodami lub motocyklami, oklejonymi plakatami wyborczymi, a wszędzie słychać było klaksony. Wiele osób rozdawało też ulotki. Teheran to bastion prezydenta Hassana Rouhaniego, który ubiega się o reelekcję. "Mam nadzieję, że to właśnie Rouhani wygra, bo ma większe doświadczenie od innych. Wcześniej sytuacja w kraju była trudna, ale teraz wszystko się zmienia. Gospodarka idzie w górę, a coraz więcej młodych ludzi ma pracę" - mówi jeden ze zwolenników prezydenta, Masud. Jednak wiele osób jest rozczarowanych umiarkowanym prezydentem. Wbrew zapowiedziom, po podpisanym w 2015 roku porozumieniu nuklearnym ze światem, nie poprawiła się sytuacja gospodarcza. Na finiszu najgorętszej od lat kampanii w siłę urósł kandydat konserwatystów Ebrahim Raisi, który ostro krytykował urzędującego prezydenta. W ostatnim dniu kampanii głos zabrał nawet najwyższy przywódca duchowy Iranu ajatollah Ali Chamenei, który sprawuje faktyczną władzę w kraju. "W kampanii wiele słów nie było wartych narodu irańskiego, ale udział w wyborach wymaże to" - mówił Chamenei. Słowa te odczytywane są jako poparcie Ebrahima Raisiego. Według sondaży, większe szanse na zwycięstwo ma Hassan Rouhani, ale nie jest wykluczone, że dojdzie do drugiej tury głosowania. Wyniki są jednak trudne do przewidzenia, bo nie wiadomo, na ile wiarygodne są sondaże. O prezydenturę ubiega się czterech kandydatów.