O godzinie 5 rano czasu lokalnego (11 czasu polskiego) rozpoczęło się głosowanie w stanie Vermont w północno-wschodniej części USA. Godzinę później rozpoczęło się głosowanie w kolejnych stanach Wschodniego Wybrzeża: Wirginia, Connecticut, Indiana, Kentucky, Maine, New Hampshire, New Jersey i Nowy Jork. Lokale wyborcze w pozostałych stanach będą się sukcesywnie otwierały w kolejnych godzinach. Do głosowania uprawnionych jest ponad 200 milionów wyborców. Symbolicznie głosowanie zainaugurowali we wtorek po północy czasu lokalnego wyborcy w wiosce Dixville Notch w stanie New Hampshire. Zakończyło się ono remisem urzędującego prezydenta i kandydata Republikanów. Obaj otrzymali po pięć głosów. Amerykanie, oprócz prezydenta, wybierają nowy Kongres, gubernatorów, legislatury stanowe i lokalne, a także rozstrzygną w plebiscytach powszechnych o zatwierdzeniu lub odrzuceniu dziesiątków inicjatyw ustawodawczych. Przeważająca większość lokali wyborczych we wtorek będzie otwarta do godz. 20 czasu lokalnego. Ze względu na różnicę czasu między Polską a poszczególnymi stanami USA - od 6 do 12 godzin (Hawaje) - oznacza to, że ostateczne wyniki będą znane w Europie dopiero w środę nad ranem. Chociaż pierwszy wtorek po pierwszym poniedziałku listopada jest w USA tradycyjnym dniem wyborów prezydenckich, w tym roku znaczna część Amerykanów - około jednej trzeciej - oddała już głos wcześniej, korzystając z takiej możliwości w wielu stanach. Część wyborców, nieobecnych w swoich okręgach wyborczych, jak np. wojskowi w bazach za granicą, głosuje korespondencyjnie. Na kilka dni przed wyborami sondaże wskazywały na wyrównane szanse obu głównych kandydatów. W niektórych sondażach lekką przewagę uzyskiwał prezydent Obama; są to jednak różnice mieszczące się w granicach błędu statystycznego. W USA nie ma ciszy przedwyborczej - sondaże publikuje się do samego dnia wyborów. Do końca też kandydaci prowadzili kampanię. W poniedziałek Obama i Romney odwiedzili każdy po cztery stany i spotkali się tam z wyborcami w sumie w 14 miejscowościach.