O najwyższy urząd w państwie ubiega się też dziewięciu innych kandydatów, w tym siedmiu przedstawicieli opozycji: wiceprzewodniczący partii Białoruski Front Narodowy Ryhor Kastusiou, szef sojuszu "O Modernizację" Aleś Michalewicz, lider kampanii "Mów prawdę!" Uładzimir Niaklajeu, wiceszef Zjednoczonej Partii Obywatelskiej Jarosław Romańczuk, jeden z przywódców grupy inicjatywnej na rzecz stworzenia partii Białoruska Chrześcijańska Demokracja Wital Rymaszeuski, lider kampanii "Europejska Białoruś" Andrej Sannikau, szef komitetu organizacyjnego na rzecz stworzenia Białoruskiej Partii Socjaldemokratycznej (Narodnej Hramady) Mikoła Statkiewicz, a także: ekonomista Wiktar Ciareszczenka i przedsiębiorca Dźmitry Wus. Opozycja zarzuca władzom masowe oszustwa wyborcze w głosowaniu przedterminowym i wzywa do manifestacji po zamknięciu lokali wyborczych, co nastąpi o godz. 20 (19 czasu polskiego). Od wtorku trwało pięciodniowe głosowanie przedterminowe, na które może przypadać nawet 30 proc. wszystkich oddanych głosów. W wyborach z 2006 roku było to 31,3 proc. Są to czwarte w historii niepodległej Białorusi wybory prezydenckie. Uprawnionych do głosowania jest 7 mln 94 tys. wyborców. Głosowanie obserwuje ponad 1000 obserwatorów zagranicznych. Wstępne rezultaty wyborów będą podane w poniedziałek nad ranem, wyniki badań exit polls - krótko po zamknięciu lokali wyborczych. Frekwencja w głosowaniu przedterminowym - 23,1 proc. W głosowaniu przedterminowym w wyborach prezydenckich na Białorusi wzięło udział 23,1 proc. wyborców - podała w niedzielę, dzień właściwego głosowania, Centralna Komisja Wyborcza. To mniej niż w wyborach cztery lata temu, gdy przedterminowo zagłosowało ponad 30 proc. wyborców. Głosowanie przedterminowe rozpoczęło się we wtorek i trwało pięć dni. Na Białorusi nie można głosować poza miejscem zamieszkania i CKW przedstawia głosowanie przedterminowe jako wygodny dla wyborcy sposób podwyższenia frekwencji. Według opozycji głosowanie przedterminowe jest polem do nadużyć wyborczych. Łukaszenka: Na placu nikogo nie będzie Prezydent Białorusi Alaksandr Łukaszenka oświadczył, że na Placu Październikowym w Mińsku, gdzie w niedzielę chce demonstrować opozycja, "nikogo nie będzie". Mówił o tym w punkcie wyborczym w Mińsku, gdzie oddał głos w wyborach prezydenckich. - Nie martwcie się. Nikogo dziś na placu nie będzie - oznajmił, zapytany przez dziennikarzy o szykowaną przez opozycję akcję. Cytuje go gazeta internetowa "Biełorusskije Nowosti". Dwaj opozycyjni kandydaci w wyborach - Uładzimir Niaklajeu i Andrej Sannikau - wezwali w sobotę zwolenników opozycji, by przyszli na Plac Październikowy w Mińsku w wieczór wyborczy. Zapytany, czego mogą się spodziewać organizatorzy akcji, Łukaszenka odparł: "Przeczytajcie nasze ustawy, wszystko będzie całkowicie zgodne z prawem". Zapytany o możliwość rozmów z siłami opozycyjnymi, odpowiedział zaś: "Ja z bandytami i dywersantami żadnych dialogów nie prowadzę". Dodał, że wśród jego kontrkandydatów w wyborach "jest niewielu, ale normalnych ludzi". - Jestem gotów współpracować z każdym - opozycją, nie-opozycją, z ludźmi, którzy tak jak ja chcą żyć w swoim kraju, zagwarantować jego niepodległość i żeby nasz kraj był piękny i spokojny - zadeklarował. Po oddaniu głosu wyraził przekonanie, że stosunki z Rosją będą się poprawiać. - Będą nawet lepsze niż teraz - oznajmił. Wyraził też pogląd, że stosunki z USA będą dobre. Natomiast, jeśli chodzi o stosunki z Unią Europejską, "wszystko będzie zależeć od tego, na ile jest wola ze strony UE". - Chcecie dobrych stosunków? Proszę bardzo, jesteśmy gotowi współpracować. Ale jeśli nie chcecie, jak w poprzednich latach, do niczego nie możemy was zmusić - powiedział. Jak pisze agencja ITAR-TASS, Łukaszenka dodał, że zamierza w niedzielę w swojej rezydencji popracować "z 15 kg dokumentów". - Bardziej pod wieczór zamierzam pojeździć na nartach, zająć się odśnieżaniem - uzupełnił.