"Jest fenomenem na obszarze posowieckim sytuacja, w której w przededniu wyborów, a nawet w dniu wyborów nie wiemy, kto w nich zwycięży. To pokazuje siłę gruzińskiej demokracji. Zresztą również dzisiejsze uznanie przez prezydenta Saakaszwilego wyniku wyborów wskazuje, jak wielką drogę w ciągu ostatnich lat Gruzja przeszła w dziele konsolidacji demokracji. To, czego się należy spodziewać obecnie w Gruzji, to jednak bardzo trudna kohabitacja, bo prezydentem nadal zostaje Saakaszwili, a rząd utworzy koalicja ugrupowań jemu bardzo niechętnych, to pierwsza rzecz. Saakaszwili osiągnął bardzo wiele, jeśli chodzi o modernizację kraju, ale z drugiej strony społeczeństwo gruzińskie wyraźnie potrzebowało zmian, pluralizmu i z punktu widzenia pewnych kwestii, takich systemowych, wydaje mi się, że jest to dla Gruzji rozwiązanie korzystne. Z drugiej strony można się obawiać, że jakość rządzenia Gruzją pogorszy się, ponieważ koalicja zgrupowana wokół Iwaniszwilego jest bardzo podzielona, bardzo niejednorodna i trudno może być jej kontynuować dzieło reformy państwa. Jeśli chodzi o kwestie relacji z Rosją, to nie przeceniałbym rosyjskich wpływów w Gruzji. To, co umożliwiło i zdecydowało o zwycięstwie koalicji Iwaniszwilego, to po pierwsze jego miliardy, które zainwestował w te wybory, a po drugie wyraźne zmęczenie dziewięcioletnimi rządami Saakaszwilego. (...) Iwaniszwilemu zbytnio zależy na poparciu Gruzinów, aby pozwolił sobie na korektę polityki zagranicznej Gruzji, w takich kwestiach jak Abchazja czy Osetia. Tym samym, jeśli chodzi o perspektywy relacji gruzińsko-rosyjskich, pole manewru nowego rządu gruzińskiego będzie bardzo ograniczone, a kurs europejski będzie utrzymany".