- Takich kolejek nie widziałam nigdy. W południe ludzie w lokalu musieli spędzić po ponad pół godziny, by oddać głos - powiedziała przewodnicząca jednego z wileńskich lokali wyborczych Lucja Dzisiewicz. - Mam nadzieję, że życie odmieni się na lepsze - mówi Marianas z podwileńskiej miejscowości Niemież. Bożena z Solecznik, gdzie większość mieszkańców stanowią Polacy, powiedziała, że zawsze bierze udział w wyborach, ale tym razem ma konkretne oczekiwania. - Mam dzieci i chcę zmian w oświacie, a także poprawy stosunków polsko-litewskich - mówi Bożena. Za zmianami opowiedział się w niedzielę również były prezydent kraju Valdas Adamkus. - To, co obserwowałem w Sejmie przez ostatnie cztery lata, nie zadowala mnie. Dlatego opowiedziałem się za zmianami - powiedział dziennikarzom po oddaniu głosu. Natomiast przewodniczący współrządzącej partii konserwatywnej, premier Andrius Kubilius powiedział dziennikarzom, że głosował "za ciągłością w polityce". "Głosy mogą się zagubić" Aktywności wyborczej sprzyja też to, że wspólnie w wyborami parlamentarnymi na Litwie odbywa się referendum w sprawie budowy elektrowni atomowej w tym kraju. Referendum ma charakter konsultacyjny, ale wywołuje w społeczeństwie wiele kontrowersji. Sondaże przedwyborcze wskazują, że obecną konserwatywno-liberalną większość zastąpią partie lewicowe. Litewskie media w niedzielę odnotowują, że partiom prawicowym nie sprzyja też wysoka frekwencja. Portal 15min przypomina, że konserwatyści mają zdyscyplinowany elektorat, ale "przy dużej aktywności te głosy mogą się zagubić". Jednakże, według portalu, "ostateczny wynik jest trudny do przewidzenia". Powodem możliwego "skrętu Litwy w lewo" jest to, iż kryzys ostatnich lat zmusił władzę do podnoszenia podatków, obniżenia wynagrodzeń i emerytur. Ludzie są zmęczeni ciągłymi wyrzeczeniami. Wybory na Litwie zakończą się o 19.00 czasu polskiego.