Brytyjscy komentatorzy polityczni są przekonani, że nikt nie zdobędzie absolutnej większości w Izbie Gmin i próby sformowania rządu mogą potrwać wiele dni. Nie da się nawet przewidzieć, kto zdoła go utworzyć. Konserwatyści szacują, że brakuje im 23 mandatów i walczą o nie w wybranych okręgach, gdzie liczą jeszcze na przekonanie wyborców. Były lider Torysów wystąpił dziś z apelem do zwolenników Partii Niepodległości UKIP, aby wrócili do Konserwatystów i nie rozbijali głosów prawicy. - Głosowanie na UKIP jest równoznaczne ze skierowaniem listu samobójczego do Wielkiej Brytanii, bo tylko wybór Konserwatystów da krajowi szansę zagłosowania w referendum, czy chce pozostać w Unii Europejskiej czy nie - stwierdził Ian Duncan Smith w "Daily Telegraphie". UKIP też żąda referendum, ale paradoksalnie, odbierając głosy Torysom, może je zaprzepaścić. Po przeciwnej stronie - Partia Pracy mogłaby utworzyć rząd mniejszościowy, licząc na poparcie jeszcze bardziej lewicowych szkockich nacjonalistów, których nadrzędnym celem jest nie dopuścić do władzy Konserwatystów. Labourzyści nie kryją, że są przeciwni referendum. W Wielkiej Brytanii nie obowiązuje cisza wyborcza i kampania będzie trwać do rozpoczęcia wyborów w czwartek o 7.00 rano. Głosowanie potrwa do 22.00. Pierwsze wyniki spodziewane są jeszcze przed północą, ostatnie około 13.00 w piątek.