Krótko po tym, gdy w 2016 r. Wielka Brytania zdecydowała w referendum, że wychodzi z UE, w Brukseli zaczęto się zastanawiać, co zrobić z przypadającymi temu krajowi 73 mandatami. Ostatecznie zdecydowano, że Parlament Europejski zostanie odchudzony z obecnych 751 miejsc. Nie wszystkie mandaty zostaną jednak zlikwidowane. Przyjęte rozwiązania prawne przewidują, że na skutek wyjścia Zjednoczonego Królestwa 46 mandatów zniknie, a 27 zostanie rozdzielonych pomiędzy państwa członkowskie. Sprawa nie była prosta ani technicznie, ani politycznie. Wielu z europosłów, szczególnie z Niemiec, apelowało, by po wyjściu Wielkiej Brytanii z UE nie rozdysponowywać wolnych miejsc pomiędzy inne kraje członkowskie. Niemcy, które mają maksymalną przewidzianą traktatem liczbę 96 eurodeputowanych, nie mogły nic zyskać na rozdzieleniu miejsc po Brytyjczykach. Jednak inne kraje, które do tej pory były niedoszacowane, uznały, że warto skorzystać z tej okazji i nieco poprawić równowagę sił. Na tej operacji Polska ma zyskać jedno miejsce. 52. europosłem ma być Tarczyński. Również w przypadku zdecydowanej większości pozostałych krajów unijnych, które już mają zapewnione dodatkowe miejsca, wiadomo, kto je zajmie (nie we wszystkich krajach są już oficjalne wyniki wyborów - każdy kraj rozwiązał te kwestie wedle własnej ordynacji wyborczej). Dla kogo dodatkowe miejsca? Francji i Hiszpanii przypadnie pięć dodatkowych miejsc (mają teraz odpowiednio 79 i 59), Włochom i Holandii - po 3 (teraz 76 i 29), a Irlandii - 2 (ma teraz 13). Po jednym dodatkowym eurodeputowanym dostaną - poza Polską - Rumunia, Szwecja, Austria, Dania, Słowacja, Finlandia, Chorwacja i Estonia. Taki podział ma zagwarantować degresywną proporcjonalność, co oznacza, że państwa o większej liczbie ludności mają więcej posłów niż małe kraje, jednak te ostatnie mają więcej mandatów niż wynikałoby to ściśle z zasady proporcjonalności. Na przykład dla niewielkiej Malty oznacza to więcej posłów niż teoretycznie powinna ona mieć, opierając się na liczbie ludności. PE nie komunikuje jednak, kto czy z jakiej partii zasiądzie w ławach poselskich po brexicie. Jak tłumaczą jego służby prasowe, informacja ta ma być podana dopiero po wyjściu Wielkiej Brytanii z UE. Kiedy dokładnie to nastąpi, jest wielką niewiadomą. Do czasu brexitu osoby, które mają objąć mandat, nie są eurodeputowanymi. Nie ma żadnych przeszkód, by sprawowali inne funkcje, czy to w samorządzie, parlamentach krajowych, czy rządach. "Czekający" deputowani nie mają żadnych przywilejów jak immunitet czy uposażenie poselskie. Nabędą je, dopiero gdy Zjednoczone Królestwo faktycznie opuści UE. Z Brukseli Krzysztof Strzępka